Kampery i rowery - marchewka z groszkiem

Otwarty dostęp

Gdziekolwiek zobaczy się taki dom na kółkach, z pewnością na tyle będzie miał bagażnik z rowerami, tylko że najczęściej z jakimiś gratami do dojazdów z kempingu po bułki, albo zwiedzania miasta. A co by było, gdyby rower nie był dodatkiem do kamperowania tylko jego celem? W końcu idea #vanlife zakorzeniła się już nieco w światku offroadowym – coś w tym musi być.

Magazyn Polski Caravaning, Warszawskie Centrum Caravaningu i producent kamperów Bürstner dali nam możliwość posmakowania na ile taka koncepcja sprawdza się w świecie kolarskim podczas blisko tygodniowej szosowo-gravelowej eskapady do Francji z przystankami w Niemczech i Belgii. Okazją była możliwość przejechania trasy Paris-Roubaix podczas amatorskiego gran fondo i kibicowanie prosom. Zaproszeni zostali ludzie mediów rowerowych – zarówno social, jak i tradycyjnych, jak bikeBoard. Zakwaterowanie nieznającej się gromadki na tydzień na małych przestrzeniach było ciekawym eksperymentem socjologicznym, który przewidywalnie spowodował napięcia u niektórych załóg i zaowocował nowymi przyjaźniami w innych. Zebraliśmy ogromną porcję wrażeń i od razu zdradzę, że na serio myślimy o powtórzeniu przygody – może zimą, albo następną wiosną?

Czy to się opłaca?

Nie analizujemy zakupu kampera. Przy nowym sprzęcie to wydatek rzędu 350 tys. zł i więcej, czyli ze dwa mikro-domki na zgłoszenie, albo wiele, wiele miesięcy w luksusowych apartamentach hotelowych. Używane kampery można kupić nawet za kilkadziesiąt tysięcy, ale jak to ze starymi autami – trzeba umieć i chcieć rozwiązywać problemy. Najczęstszym sposobem wykorzystania kampera jest wynajem. Już przed pandemią ilość wypożyczalni i indywidualnych posiadaczy odnajmujących swoje pojazdy rosła szybko, a w ciągu ostatnich trzech lat wręcz eksplodowała. Pojawiły się platformy pośredniczące w wynajmie jak bookingcamper.pl. Wynajem luksusowej czteroosobowej półintegry na tydzień to w zależności od sezonu to obecnie wydatek 3-8 tys. złotych, więc w porównaniu do przejazdu zwykłym autem, nocowania w hotelu i jedzenia w restauracji podróżowanie kamperem w dwie osoby raczej trudno uzasadnić oszczędnością. Chyba że w Skandynawii. W cztery osoby rachunek zaczyna być interesujący jeżeli popatrzy się całościowo, nie tylko porównując cenę noclegu, ale również wyżywienia porównując zabranie zapasów z Polski do cen w restauracjach i hotelach. Jeśli chodzi o spalanie, to średnie zużycie diesla wyszło nam na poziomie nieco ponad 11 litrów na 100 km. Zadziwiająco mała różnica w porównaniu np. z SUVem, biorąc pod uwagę ogrom bryły pojazdu. Do tego należałoby dodać zużycie gazu do ogrzewania – pewnie dwadzieścia, trzydzieści zł na dobę.

Po co kamperem – nie łatwiej w hotelu czy AirBnB?

Najczęstszym argumentem jest wolność i komfort własnej przestrzeni w obcym otoczeniu. Podczas naszej wyprawy pierwszym momentem pokazującym mi przewagę kampera była sytuacja, kiedy okazało się, że na kempingu sanitariaty są na żetony, a recepcja jest zamknięta. Ciepły prysznic w kamperze po przejażdżce podczas której mocno zmarzłem uratował cały dzień. Drugą taką sytuacją był start Paris-Roubaix Challenge – niby nie wyścig, przez start wystarczy przejechać kiedykolwiek w dwugodzinnym okienku i nie ma rankingu „zawodników”, ale do najprymitywniejszej części móżdżku to nie dotarło, więc uruchomił typowe objawy stresu przedstartowego włączając potrzebę odwiedzenia WC. Normą w takiej sytuacji jest nerwowe poszukiwanie toi-toia, stanie w kolejce, komplikacje z załatwieniem spraw w ubraniu rowerowym, a podczas korzystania z plastikowej cywilizacji zastanawianie się czy ktoś mi zwinie rower. Tutaj komforcik – zero stresu czy marnowania czasu. Absolutnie rozumiem czemu amatorska czołówka i profesjonaliści podróżują na wyścigi kamperami lub specjalnymi teamowymi autobusami.

Kamperem też można jeździć po páve. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Tak były zapakowane rowery na początku. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
A tak rowery wracały. Gdzie się schowały? Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Tutaj, w bezpiecznym i suchym luku bagażowym. Zdjęcie: Piotr Skuczeń

Najważniejszą zaletą kampera jest to, że można nocować praktycznie gdziekolwiek da się zatrzymać. W tym na parkingu bikeparku, albo u podnóża lub na szczycie ciekawego podjazdu drogowego. Przejście z trybu „podróż” do trybu „kolacja”, albo „noc” to literalnie kilka minut i nie zmoknie się nawet w najgorszym deszczu. Rozkładanie całego kramu z markizami, leżakami, stolikami itp. w wielu miejscach dozwolone jest tylko na dedykowanej przestrzeni, ale to nie są kluczowe aspekty. Kamper eliminuje wyszukiwanie hotelu w odpowiedniej lokalizacji i cenie, konieczność dotarcia na czas, zameldowanie, wymeldowanie, wypakowanie, spakowanie walizek, schowanie gdzieś rowerów na noc, a następnie ich zapakowanie na bagażnik. Sprawdzanie czy na pewno zabraliśmy wszystko. Drugie sprawdzanie czy na pewno zabraliśmy wszystko… Nie ma niepewności czy pokój będzie czysty i czy ktoś w nim nie palił, co będzie na śniadanie i gdzie jest najbliższa czynna i dostępna cenowo restauracja w której nie naciągają ocen na Google Maps. Dochodzi za to konieczność obsłużenia się z wszystkim samemu, niepewność sąsiedztwa, budzące niektórych nieznane nocne dźwięki, ryzyko okradzenia. Bez podłączenia do zewnętrznego zasilania nie można uruchomić większych urządzeń elektrycznych. Z tych powodów wielu kamperowiczów nad dzikie obozowiska przedkłada kempingi. W Polsce ich sieć jest taka sobie, zwłaszcza na wschodzie, ale w zachodniej i południowej Europie jest ich znacznie więcej. Bywają też mocno obłożone, więc w takim podejściu nie znika konieczność wyszukania, rezerwacji i dotarcia na czas. W Internecie jest cała masa forów, aplikacji, map i poradników.

Ekipa najlepiej czuła się jeżdżąc wspólnie caaaałą szosą. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Na oficjalnym otwarciu zlotu ustaliliśmy że wszyscy powinni się dobrze bawić i jedyne co nas trzyma to rezerwacja kempingu w Belgii i start Paris-Roubaix challenge. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Mimo niesprzyjającej pogody nikt nie zmarzł, ani nie przemókł. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Kluczowe miejsce na kempingu dostosowanym do obsługi kamperów – spust szarej wody i punkt poboru świeżej. Zdjęcie: Piotr Skuczeń

Kalibry kamperów i co tam jest w środku – jak od składaka do fata

Campervan – najmniejsza klasa, najczęściej z miejscem do spania dla dwóch lub czterech osób. W gotowym pojeździe użytkowym czy dostawczaku (np. VW Transporter, Fiat Ducato, Peugeot Boxer, Ford Transit) wykonawca kampera dodaje okna oraz inne akcesoria i gniazda. Oprócz rozkładanych miejsc do spania, można się spodziewać obrotowych foteli kapitańskich, stołu, zlewu kuchennego i kuchenki gazowej – w najmniejszych nawet te ostatnie udogodnienia wypuszczono na zewnątrz pod daszek z tylnej klapy. WC i prysznic są w środku tylko w większych modelach. W mniejszych częste są podnoszone dachy z dodatkowymi miejscami sypialnymi – dobre na lato.

Campervan w odmianie terenowej 4x4. Źródło: buerstner.com
Kamper typu półintegra. Źródło: buerstner.com
Podstawą kampera typu półintegra jest podwozie dostawczaka z przednią kabiną. Producent kampera dodaje całą resztę. Źródło: ford.com
Kamper w pełni zintegrowany. Źródło: buerstner.com
Kamper typu alkowa. Źródło: buerstner.com

Kamper z częściową zabudową na dostawczaku „półintegra” – po vanie najczęściej występujący typ kampera. Pojazd zbudowany na zestawie: podwoziu + szoferka od jednego z producentów samochodów dostawczo-użytkowych. Cały tył to dedykowana konstrukcja kamperowa. Można się spodziewać czterech lub pięciu miejsc do spania. Często występują elektrycznie opuszczane łóżka, które w ciągu dnia są sufitem living roomu/kuchni, a w trybie nocnym opuszcza się je, więc zajmują tę przestrzeń – pod łóżkiem zostają siedzenia i stół. Do wdrapania się na posłanie potrzebna jest minimalna sprawność, albo skorzystanie z drabinki.

Kamper alkowa – jak półintegra, ale zamiast opuszczanego łóżka zajmującego „living room” i „kuchnię” ma nad szoferką pięterko ze stałym łóżkiem, do którego dostaje się po schodkach. Producenci chwalą się nawet siedmioma miejscami do spania, ale takie pojazdy w praktyce dostępne są tylko dla posiadaczy prawa jazdy na ciężarówki. To najwyższy typ kampera, co w niektórych miejscach może mieć krytyczne znaczenie.

Kamper w pełni zintegrowany – coś co przypomina mały autobus podmiejski – kamper zbudowany do tego celu od zera wykorzystujący tylko podwozie dostawczaka. Cała konstrukcja jest podporządkowana celowi, więc oferuje więcej miejsca niż półintegra – np. jest mniej drzwi zajmujących cenną przestrzeń, ale jest też trudniejszy w manewrowaniu i parkowaniu.

W naszym półzintegrowanym Bürstnerze mieliśmy cztery miejsca do spania – dwa z tyłu i dwa na opuszczanym łóżku w living roomie, ubikację z umywalką i osobny prysznic, gazową kuchenkę z trzema palnikami, zlew kuchenny, rozkładany przesuwny stół. 100 l zbiornik na czystą wodę napełnialiśmy w sumie dwa razy, zbiornik 80 l na szarą opróżnialiśmy raz. 20 l kasetę ubikacji wystarczyło opróżnić tylko na raz na końcu (dzięki Ania!). Poziomów płynów nie trzeba było zgadywać - monitorowaliśmy je na wyświetlaczu wbudowanym w jedną ze ścianek. Na wyposażeniu były trwałe plastikowe naczynia i podstawowy zestaw garnków. Praktyczna wysoka a wąska lodówka miała sporą pojemność – może ze 120 l. Każda wolna przestrzeń wypełniona była szafkami i schowkami. Po rozpakowaniu nie musieliśmy oglądać walizek na co dzień – dobre ćwiczenie na pamięć.

Radość po zdobyciu najwyższego punktu w promieniu wielu kilometrów. Dobre 6 m przewyższenia, a jak się podniesie rower z Garminem, to nawet 8! Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Pierwsze prawo ustawek - punktualność startu jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości grupy. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Nowi koledzy, nowe przyjaźnie… Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Mamy numery startowe! Teraz to już na poważnie. Zdjęcie: Piotr Skuczeń

Kamperowe BMI – balansowanie na granicy

Podczas spotkań organizacyjnych naszego wyjazdu zastanawiało mnie dlaczego doświadczeni kamperowcy tak mocno przypominają żeby nie brać zbędnego bagażu i ostrzegali, że będziemy jeździć z pustymi zbiornikami. Zdarzały mi się tygodniowe wyjazdy rowerowe w czwórkę w kombi i wszystko się mieściło, a w kamperze jest w końcu nieporównanie więcej przestrzeni. Okazuje się, że w świecie kamperów nieustannie balansuje się na granicy dopuszczalnego tonażu, a przekroczenie limitu może zakończyć podróż w razie kontroli policji. W niektórych popularnych wśród kamperowiczów krajach coraz częstsze są przesiewowe mobilne kontrole z pomocą wag w specjalnych matach. Najpopularniejsze prawo jazdy kategorii B pozwala na kierowanie samochodami o łącznej masie do 3,5t. Taki sam limit obowiązuje przy rejestracji pojazdu. Sucha masa kampera często oscyluje wokół 3t. Po napełnieniu zbiornika wody, zostaje po 100 kg na czterech pasażerów z bagażem i zapasami. To nie jest okazja na zabieranie rzeczy „bo może się przyda”. Czterech rosłych endurowców z ebike’ami ma małe szanse na spakowanie się legalnie, ale dla szosowców powinno być w sam raz.

Początkowo towarzystwo kamperowe nakłoniło nas do wsadzenia rowerów na zewnętrzne bagażniki. W końcu po to są. Sentyment w towarzystwie rowerowym był inny. Zwłaszcza po kilkuset kilometrach w deszczu. Nawet jeśli aerodynamika chroni maszyny przed najgorszym, to przyjaciela lub kochanki (w zależności jak prawdziwy kolarz traktuje swój rower) tak się nie traktuje. W trakcie podróży z dnia na dzień załogi po kolei migrowały swoje maszyny do luków bagażowych. Nauczyliśmy się, że trzy gravelówki wchodzą bez kombinowania, a przy czterech trzeba pomyśleć. Zwłaszcza o przekładkach między ramami, żeby nie ocierały się o siebie i grodzie.

Jeśli są wątpliwości, najlepiej zabrać wszystko… Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Tak podobno zapamiętał mnie Piotr. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Przed startem w kamperze zero pośpiechu. Zdjęcie: Piotr Skuczeń

Ster, prędkość i szum (nie fal)

Pierwsze minuty za kierownicą kampera bez doświadczenia w prowadzeniu dostawczaka z pewnością dostarczą emocji. Nasze auto miało 7 m długości, 3 m wysokości i 2,3 m szerokości – to raczej spory kaliber, jak na półintegrę (często o 1 m krótsze), ale obu kierowcom udało się obniżyć tętno do pułapu tlenowego szybciej niż zająłby test FTP. Kluczowe jest przestawienie się na szersze pokonywanie łuków i zachodzenie tyłu – zupełnie jak na elektrycznej endurówce z większym skokiem. Co nieintuicyjne, uważamy, że najłatwiej wprowadzać nowego kierowcę na autostradzie. To co nas zaskoczyło, to jak łatwo się zakopać na podmokłej łące. Podejrzewamy, że wiele z kamperów widocznych przy trasach wiosennych klasyków stoi w tych polach aż przyjedzie po nie traktor z solidną liną. Widok na kuchnię i sypialnię w środkowym lusterku i absolutne filozoficzne wyluzowanie silnika na poganianie przestają dziwić już po kilku skrzyżowaniach. Ponieważ konsekwencje przesadzenia z hamowaniem mogą obejmować rozlaną zupę i bałagan w lodówce, najlepiej przewidywać, jechać defensywnie i spowalniać z delikatnością przyspieszenia, którą oferuje silnik. Kamper w ogóle daje okazję na spowolnienie tempa życia. Podróżując w ten sposób należy stosować bardziej zrelaksowany przelicznik odległości na czas, niż samochodem osobowym. Obowiązują normalne ograniczenia, ale powyżej 110 km/h na autostradzie skupienie potrzebne do utrzymania toru jazdy przy wyprzedzaniu TIRów jest porównywalne do jazdy na głębokim stożku przy bocznym wietrze. Na krętych drogach komentarze pasażerów i hałas wyposażenia szybko odchudzą cięższe nogi. Żeby podróż nie stała się przykrością, nie powinno się planować zbyt długich tras dziennych, bo jazda jest mniej komfortowa niż w dobrym aucie. Przednie fotele są OK, ale tylne zoptymalizowano bardziej do życia i funkcji domowych. Przy przelotowej prędkości apka na smartfonie oszacowała natężenie jednostajnego szumu na 80 dB. Dla porównania we w miarę nowoczesnym aucie jadącym tak samo - 77 dB, czyli 2x ciszej (tak działa ta skala). Rozmowy między przednim a tylnym rzędem szybko przestają się kleić, bo trzeba bardzo głośno mówić, a to szybko męczy. Nie dość, że jest znacznie głośniej, to jeszcze siedzi się dużo dalej od siebie.

Brak konieczności poszukiwania toi-toia przed startem – bezcenne. Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Filozoficznie - czy na 5-6h trasę potrzebna jest rozgrzewka? Zdjęcie: Piotr Skuczeń
Rzut oka w przeszłość przypomina, że nie tylko osobowe auta urosły. Jak można się było w tym zmieścić? Zdjęcie: Piotr Skuczeń

Sezonowość to szansa

Kamperem wyposażonym w ogrzewanie można spokojnie podróżować w zimie przy ujemnych temperaturach. Nasz miał termostat. Na ekraniku wybierało się temperaturę i auto magicznie ją utrzymywało niezależnie od tego czy pracował silnik i czy podłączone było zewnętrzne zasilanie. Nasz system był gazowy na butle 11 kg, ale są też systemy „Webasto” czerpiące diesla z baku. Podczas całego wyjazdu, włączając noce po których na autach był szron, nie mieliśmy najmniejszego problemu. Za namową organizatora, moi współlokatorzy Ania i Piotr zaryzykowali nawet zabranie domowej kołdry zamiast śpiworów. Sprawdziło się im idealnie.

Większość kamperów w zimie nie jeździ. Zapotrzebowanie jest mocno sezonowe. To oznacza, że ceny również mocno wahają się w ciągu roku. Najtaniej zasmakować podróży kamperem od jesieni do wiosny. Pojawił się już nawet trend wśród wypożyczalni i prywatnych właścicieli, żeby kampera na wynajem trzymać zimą w Hiszpanii. Na miejsce można dolecieć lub dojechać osobówką i przesiąść się do domku na kołach już w najbardziej atrakcyjnej okolicy. Ten scenariusz z rowerem jest bardziej skomplikowany logistycznie.

Psychologia małych przestrzeni

Kamper to lądowy jacht, a podróżowanie takim pojazdem jest jak rejs. Podobnie jak na małym jachcie nie ma pasażerów, jest załoga. Potrzebny jest kapitan, nawet w ustroju demokratycznym i kadencyjnym (za kierownicą), a wszyscy muszą się do siebie nawzajem dostosować. Na małej powierzchni nie ma możliwości zamknięcia się u siebie, czy w sobie. Jest o tyle łatwiej niż na łódce, że z kampera można przynajmniej wysiąść i część dnia spędza się na otwartej przestrzeni. Mimo to, różnice światopoglądowe, poglądy polityczne albo nawet preferowana pora pobudek, ciszy nocnej i harmonogramu posiłków i niekompatybilność diety mogą kompletnie zepsuć wakacje, więc planując wyprawę kamperem warto dobrze przemyśleć towarzystwo. W trakcie najlepiej koncentrować się na tym, co wszystkich łączy.

Jedziesz to siedź

Ogromna szkoda, że podczas jazdy nie wolno leżeć w łóżku jak w pociągowej kuszetce. Uważamy za niesprawiedliwe, że mimo, że w autobusach dalekobieżnych można korzystać z ubikacji w drodze, nie jest to legalne w kamperach. Z oczywistych względów nie można też gotować, ani sprzątać, ani w ogóle wykonywać czynności domowych. Trzeba siedzieć i mieć zapięte pasy. Racjonalnie to zrozumiałe i oczywiste, ale o ile fajniej byłoby, gdyby kamper był mobilnym domem przez cały czas? Może jak w końcu auta będą autonomiczne na autostradach… Przynajmniej stół może być rozłożony i można zagrać w planszówkę pod warunkiem wyposażenia w plastelinę lub taśmę malarską do stabilizacji. Czemu nie PlayStation? Bo mimo, że przetwornice dające 240V podczas jazdy bywają nawet w osobówkach, to wynajmujący kampery prawie w ogóle ich nie montują. Koszt, waga i problemy z awariami instalacji przeciążonych np. czajnikiem przez użytkowników, którym zapomni się powiedzieć o ograniczeniach, albo którzy zapomną.

Haczyki przy wynajmie

W naszym wyjeździe do Francji brały udział cztery kampery. Ponieważ dla niektórych pojazdów było to rozpoczęcie sezonu, zdarzały się drobne niedociągnięcia – w jednym nie działał miernik napełnienia zbiornika szarej wody, w innym ktoś zapobiegliwie gdzieś w instalacji otworzył na zimę o jeden więcej niż zwykle zawór czystej wody i zbiornika nie dało się napełnić – podobno to standardowe wiosenne problemy. Wynajmując kampera w tym czasie trzeba go bardzo dokładnie sprawdzić przed wyjazdem. Jeden z towarzyszących kamperów wynajęty na zwykłych komercyjnych warunkach rozkraczył się całkowicie gdzieś między Belgią a Francją. Okazało się, że wypożyczalnia miała niewystarczające assistance i po zabraniu auta przez lawetę w Wielkanoc, tylko ogromnym wysiłkiem organizatorów wyjazdu załoga została rozparcelowana w innych pojazdach i hotelu. Powrót do domu mieli w warunkach awaryjnych, ale na szczęście nie stracili głównych atrakcji. To pokazuje, że w liczbie siła – jeden kamper jest fajny, ale dwa lub więcej to większe bezpieczeństwo i więcej zabawy. Nie bez powodu towarzystwo kamperowe tak bardzo lubi zloty.

Przy wynajmie kamperów standardem są kaucje rzędu kilku tys. zł płatne przelewem przed wynajęciem. Przy oddawaniu właściciel auta potrąca za zniszczenia. Jak to w życiu, większość ma zdrowy rozsądek, ale zdarzają się naciągacze, więc dobrze sprawdzić i spisać wszystkie usterki przy pobraniu auta. Kamper to nie osobówka i ma wiele nieintuicyjnych rozwiązań – otwieranie okna sufitowego z blokadami można łatwo złamać jak się nie wie, że przed przekręceniem trzeba odpowiednio nacisnąć. Nie mając świadomości, że markizę trzeba podeprzeć po rozwinięciu nie dalej niż metr, można poważnie uszkodzić konstrukcję. Przy wynajmowaniu, zwłaszcza pierwszym, dobrze zaplanować z godzinę na szkolenie. Odpowiedzialny kapitan musi rozumieć działanie swojego okrętu. Trzeba pamiętać, że standardem jest nie tylko oddanie z takim samym poziomem paliwa, ale w takim samym stanie wnętrza, czyli zaplanować czas na finalne posprzątanie.

Pomysły na wyjazdy

Zima w Hiszpanii lub Portugalii – Hiszpańskie miasteczko Calp w ostatnich pre-sezonach jest jak molo w Sopocie latem – jeśli jeździsz na szosie na poważnie, nie wypada nie zaliczyć gdzieś między styczniem a marcem. Polaków jest tam wtedy tak wielu, jak Brytyjczyków i Amerykanów w Gironie. W Hiszpanii jest jednak znacznie więcej fajnych miejsc do jazdy na rowerach. Można pociągnąć głębiej wzdłuż Costa del Sol, można pojechać w kierunku Pirenejów, albo w kompletnie pusty, a wcale nie nudny interior. Zimą wynajęcie kampera jest najtańsze, a jeśli opanuje się logistykę własnego dojazdu, można go też wynająć od razu np. w Maladze.

Wiosenne klasyki w Holandii i Belgii – finalny tydzień klasyków we francusko-belgijskich Ardenach wypadający tradycyjnie w połowie kwietnia to doskonała okazja pokręcenia się po całym regionie. W promieniu 200-300 km można przejechać wszystkie trasy najbardziej znanych wyścigów – Liege-Bastogne-Liege, Amstel Gold, Paris-Roubaix, E3, pętli Flandryjskiej… To ciągle niski sezon kamperowy, więc koszty najmu powinny być dużo łatwiejsze do pokrycia niż w wakacje.

Alpejskie podjazdy latem – najbliżej jest do Włoch np. w okolice Stelvio, Gavii i Mortirolo i innych słynnych podjazdów z Giro. W maju, kiedy można się tam spodziewać zawodowców może być ciekawie, ale każdy moment w lecie będzie fajny. Rzut beretem dalej jest Lago di Garda gdzie coś dla siebie znajdą wszyscy – od szos, przez gravel do ciężkiego enduro. To propozycja dla odważniejszych lub zaprawionych w prowadzeniu kampera, bo jak to w górach, drogi są węższe i bardziej kręte, okazji do parkowania też mniej.

Zachęceni do kamperowania z rowerami?

Po kilku dniach w kamperach Piotr, który zajmował się obsługą foto/video przeprowadził wywiady z uczestnikami. Zapytał co ich zaskoczyło w tej formie podróżowania i czy chcą to doświadczenie powtórzyć. Odpowiedzi były zaskakująco zbieżne – nie było ani jednej osoby, której ten wyjazd nie rozbudziłby apetytu na powtórzenie doświadczenia. Nie było bezkrytycznie. Uczestnicy podnieśli problemy z dotarciem się z współmieszkańcami i uciążliwość długich przejazdów. Najważniejszymi argumentami przekonującymi ich do kampera była wolność dojechania gdzie się chce i zatrzymania się w komforcie, możliwość przeżycia rowerowej przygody z kumplami.

Przypisy