Co tak naprawdę Cię ogranicza?

Felieton

Szykował się burzowy weekend: słońce łasiło się do świata, połyskując jaskrawo spomiędzy chmur, a potem nagle przywdziewało siny kapelusz i z nieba spadał na ziemię rzęsisty lodowaty deszcz. Chwilę później słońce, trzepocząc prawie oszronionymi rzęsami, znów próbowało zdobyć zaufanie mieszkańców tego zakątka planety. Sprawdziłam Windy, prześledziłam meteo.pl – w środę oglądałam stan klocków i obręczy w szosie, w czwartek jeszcze zastanawiałam się nad zrobieniem tego na gravelu z porządnymi hamulcami, w piątek już wiedziałam, że to nie ma sensu. 150 kilometrów beskidzkich szos, aparat i deszcz to wyjątkowo niefortunny zestaw rekwizytów do tego przedstawienia. Odłożyłam sobie start w Rajdach dla Frajdy w Szczyrku na milsze okoliczności. Reportaż można zrobić w adidasach i dżinsach!


Rankiem w sobotę przechadzaliśmy się między uczestnikami, zagadywaliśmy, zaglądaliśmy organizatorom przez ramię, odprowadziliśmy tęsknym wzrokiem zawodników startujących na najdłuższym dystansie, obserwowaliśmy młodych skoczków latających na igielitowej szczyrkowskiej skoczni i wtedy go zauważyliśmy. Bartek kręcił się koło samochodu, jego rower stał oparty o płot, za chwilę na jego kierownicy miał zawisnąć numer startowy. Zwykła przedstartowa krzątanina: coś leci do bagażnika, coś z niego ląduje w rowerze, coś na grzbiecie. Do startu jeszcze daleko, więc ruchy są spokojne, na stopach wciąż jeszcze zwykłe sportowe buty… ehm, na stopie! Druga stopa Bartka, jak stopa Terminatora, przechodzi w stalową błyszczącą kolumnę, która pod kolanem przechodzi w naturalnej grubości nogę z epoksydu i włókna węglowego i dopiero wyżej staje się cielesną nogą!


To robi ze stopą 2,5-tonowy kawał węgla, mówi Bartek. Czy łatwo się o tym rozmawia? Po chwili już tak. Mamy wspólne tematy: rower, bieganie po górach, karbon, rzemieślnicy (protetycy) z zajawką, których kręci ulepszanie wszystkiego, co wpadnie im w ręce, bike fitting, użeranie się z ustawieniem bloków i kasa, której wiecznie brakuje. I myślę sobie jak bardzo bolało, gdy na moją stopę spadł niefortunnie upuszczony widelec i jak bardzo nie chciało mi się kombinować, jak się ubrać na taki deszczowy wyścig i w co owinąć aparat, gdy już się rozpada.

 

Odpuściłam, planując sobotę, jak spokojny obywatel: spacerek, obowiązki, odpoczynek. A Bartek? A Bartek wygrał swój dystans na mokrych beskidzkich szosach.

 

Przypisy