Miałem przyjemność jeździć po rundach pucharu świata w Novym Meście na Morave i w Albstadt. Obydwie są przejezdne dla takiego gościa jak ja. W Novym Meście trudności techniczne są spore, ale po opatentowaniu linii przejazdu w zasadzie każdy średnio dobry rowerzysta górski jest je w stanie przejechać. Tylko dwa techniczne podjazdy są w stanie zrzucić z siodełka i nakazać pchanie, reszta jest przejezdna i w sumie dość płaska. Piszę o tym z perspektywy gościa, który nie pędzi pod górę z prędkością ryczącego quada... sześć razy z rzędu. Albstadt ma długi podjazd z kilkoma szykanami wymagającymi spięcia i dobrej techniki. Zjazdy są dla odważnych, ale zwłaszcza gdy nie ma błota, nie przedstawiały dla mnie większych trudności.
Ubiegłoroczna trasa w Leogangu to coś całkiem innego. Po pierwsze, poprowadzono ją u podnóża bardzo stromej góry i u wylotu tras zjazdowych. Różnice wysokości są dramatyczne. Po drugie, gleba jest tu megaśliska; a po trzecie, niestabilna alpejska pogoda może dołożyć swoje. W tym roku trasę XCO trochę usprawniono i poprawiono zwłaszcza pod względem przepuszczalności wody. Mimo to podjazdy pozostały bardzo brutalne i wyczerpujące oraz – jak na puchar świat – bardzo długie. Miejscami są w mojej ocenie także szalenie trudne technicznie. Patentowanie linii przejazdu nie wchodzi w grę, bo śliska skała ustawiona jest pośrodku, progi z drewnianych bali ustawione diagonalnie i trzeba umieć je pokonać wespół z innymi zawodnikami. Natomiast zjazdy... Zastanawiam się, jak przybliżyć Wam ich trudność.
Z popularnych spotów w zasadzie tylko na zamkniętej niedawno Magurce Wilkowickiej natknąłem się na porównywalne nachylenia i trudności techniczne, ale – szczerze mówiąc – zakosy trasy XC w Leogangu są trudniejsze, progi większe, skały po bokach trasy bardziej szczerzą kły, obniżając morale. Przejazd rundy na rowerze XC uważam za krytycznie trudny. Uzyskanie flow nawet na szerokich bandach końcówki pętli nie jest łatwe. Na tutejszych podjazdach każdy gram, który trzeba dźwignąć w górę, liczy się podwójnie, a każdy dżul energii dostarczany do napędu potrójnie. Ta trasa to potwór.
Miałem okazję przejechać po niej, kiedy już obsychała i nie była tknięta tysiącem kół, a więc łatwiejsza niż ubiegłoroczne zawody XCO, a mimo to zapamiętam ją jako jedno z najtrudniejszych rowerowych wyzwań mojej kariery. Żeby właściwie opisać Sparka, po prostu musiałem Wam najpierw opisać środowisko, w jakim taki rower ma być skuteczny i w jakim go testowałem.
