Po przepięknej podróży dotarliśmy na miejsce zawodów. Spektakularne widoki, panoramy zaostrzyły nasze apetyty i podniosły oczekiwania względem tego co zastaniemy na miejscu. I nie zawiedliśmy się: lokalizacja startu to jedno z najpiękniejszym miejsc jakie widzieliśmy! Etap pierwszy technicznie nie trudny, choć zdradliwy bo szutry luźne, łatwo o slide czy upadek. Kilka technicznych twardych ale krótkich zjazdów. Cały urok zawodów to niesamowite miejsca i panoramy. Mieliśmy pecha już po pierwszym zjeździe: Krzycho na szutrze uszkodził bok opony i ok. 15min straciliśmy na uszczelnienie uszkodzenia. Ostatecznie knot i nieco mleka sprawę załatwiło, a czas był potrzebny na uszczelnienie i dopompowanie tak aby mleko zapracowało.
Reszta trasy już bez przeszkód i przygód. Pod koniec doszliśmy pary w towarzystwie których rozpoczynaliśmy wędrówkę. To zwycięski team dziewczyn i mixów. My na piątym miejscu w M4 co jest świetnym rezultatem jak na utratę czasu, i na naszą dyspozycję. Krzysiek na dwa dni przed wyjazdem miał kraksę na rowerze, jedzie ze złamaną kością śródstopia (jak Justyna Kowalczyk na Olimpiadzie w Soczi), ja w niedzielę przed startem wziąłem udział w maratonie z którego musiałem się wycofać. Obolali i podmęczeni ale jedziemy, cieszymy się tym, i pracujemy abyście poczuli choć odrobinę naszego „wibe-u” na początku roku szkolnego i pracy. Trzymajcie kciuki za ukończenie