Dolinki Krakowskie

Gravel w stylu MTB

Przygoda Otwarty dostęp

Mój drugi maraton MTB w życiu: stoję przed namiotem, gdzie sędzia (czy ktoś sędziopodobny) wywiesza kartki z wynikami. Pcham się tam, grzecznie mówiąc „przepraszam”, i na kolejnej kartce dostrzegam znów tak nieubłaganie dużo podobnych do siebie wyników: sekunda różnicy, dwie sekundy, cztery. Czekam i wydaje mi się niemożliwe, żeby tak dużo osób mnie wyprzedziło. Jakim cudem dwie minuty przede mną były dziesiątki innych zawodników? Naprawdę nic o tym sporcie nie wiedziałam. 
Potem pamiętam opustoszałe Krakowskie Błonia, na które wjeżdża Grzesiek – cały na biało-czerwono, to znaczy zakrwawiony i grubo obandażowany. Naprawdę się nie spodziewaliśmy, że koleiny mogą być tak niebezpieczne. Mój drugi maraton w życiu wyssał w moim wnętrzu próżnię, którą przez kolejne lata musiałam wypełnić dużą dawką podobnego ścigania. Grzesiek już nigdy z nami nie pojechał.

 

Kraków to było moje ściganie. Oczywiście, góry wygrywały z każdym Krakowem, ale w Krakowie czułam się jak w domu. Z wielu powodów, ale głównie ze względu na ukształtowanie terenu: niekończące się pagórki i bukowe lasy. Góra, dół, przez 102 kilometry, w połowie dystansu Zamek Tenczyn, a na koniec Lasek Wolski, wały i okropne Błonia, które ciągnęły się w nieskończoność, choć metę słychać było prawie przy uchu. Maratony w Krakowie zawsze wbijały się w jakieś niesamowite wąwozy, z szerokim po horyzont uśmiechem Kota-Dziwaka, pełnym białych wapiennych zębów, przynosiły całkiem satysfakcjonujący wynik. Taki zestaw wystarcza, by chcieć tam wracać.

 

 

Wracam

W słoneczny „pierwomajski prazdnik” i w jesienne podeszczowe niedziele, przy każdej niemal aurze, nawet zimą, choć tego nie polecam, bo trochę tam jak w smutnym rosyjskim filmie: gawrony i wicher na pustych polach między szarymi zagajnikami i architektura raczej spoza wszelkich kanonów stylu. Ale październik czyni tam czary i dlatego warto wstać, gdy jest ciemno i o 7:30 rano zaparkować u podnóża klasztoru karmelitów bosych w pobliżu Krzeszowic.

 

 Pozostałości murów klasztoru karmelitów bosych w Dolinie Eliaszówki.
Drewniany domek u wjazdu do Doliny Racławki. 
 Amonity strzegące ujęcia wody. Gdzieś na Jurze.

 

Góry–niegóry

Trasa rozpoczyna się ostrym podjazdem i już w tym miejscu żałuję, że nie mam przełożenia 30×52 i op...

Artykuł jest dostępny w całości tylko dla zalogowanych użytkowników.

Jak uzyskać dostęp? Wystarczy, że założysz bezpłatne konto lub zalogujesz się.
Czeka na Ciebie pakiet inspirujących materiałow pokazowych.
Załóż bezpłatne konto Zaloguj się

Przypisy