Słowo „manifest” pojawia się nie bez przyczyny. Gravel z natury rzeczy to rower maksymalnie uniwersalny i musi łączyć skrajne potrzeby. Dlatego do tej bardzo pojemnej kategorii trafiają rowery 29” z dwucalowymi oponami i barankiem, ale śmiało można do nich zakwalifikować „szosówki z tarczówkami na oponach 30 mm”. Tak szeroki rozstrzał wywołuje totalne zamieszanie w społeczeństwie, bo jedni przychodząc do sklepu, pytają tylko, jak szerokie opony wejdą do ramy, a inni stwierdzają, że opony szersze niż 28 mm nie jadą, bo są ciężkie jak smok. Ja też podchodzę do tego typu rowerów po swojemu i używam ich na własny sposób, dlatego najpierw muszę napisać, do czego Kędracki gravelówki nie używa. Podkreślam, to jest moja wizja i nikomu nie odmawiam innych metod używania roweru. Dlatego jeśli nie zgadzasz się z poniższymi założeniami, szanuję to i zalecam lekturę innych stron tego numeru czasopisma.
- Nie chcę roweru z barankiem do jeżdżenia po singlach. Droper w gravelówce to zbytek łaski.
- Nie wybieram się z sakwami na Pampę ani do Mongolii. Dlatego gravelówką nie lubię jeździć na oponach szerszych niż 37 mm.
- Nie dojeżdżam rowerem do pracy – to znaczy jeżdżę, ale mam bardzo blisko, tak że bez wysiłku mogę podjechać na zjazdówce w klapkach i piżamie. Dzięki temu moja gravelówka może być piękna i nieobita. (Rzadko bywa).
- Specyficzny sposób używania roweru gravelowego wynika także z tego, że mieszkam w bogatej w gładkie asfalty i dość pofalowanej Małopolsce. Tu także w większości spędzam wolny czas. 1X? Żartujesz?! Potrzebuję dwurzędowego suportu, żeby podjechać stromizny i móc rozpędzić się na płaskim i z góry.
- Uważam, że w przeciwieństwie do sprzętu AGD, papieru toaletowego itp., rower nie jest towarem pierwszej potrzeby. Dlatego zgadzam się na prostotę, ale tylko zgodnie z brzytwą Ockhama. Mówię: „Prostota tylko w imię efektywności działania – więc dawać mi tu wszystkie bajeranckie systemy amortyzacji i fajne zmiany biegów”.
CREDO
Od dzieciństwa zamiast po gładkich szosach jeździłem z dala od asfaltu: po ścieżkach, przez pola i lasy. Dlatego mogę powiedzieć, że bez względu na mody jestem rowerzystą terenowym, żeby nie powiedzieć: górskim. Przez wiele lat jazda po asfalcie była dla mnie ostatecznym obciachem, którego nie lubiłem i nie za bardzo rozumiałem. W czasach bB zacząłem jeździć szosówkami, ale bez przekonania. Dopiero kiedy rowery szosowe w połowie pierwszej dekady XXI w. zaczęły się zmieniać, zmiękłem i zacząłem podziwiać tę technologię i jeździłem szosą coraz częściej. Jeżdżenie z wieloma prawdziwymi kolarzami sprawiło, że wiem, jak się na szosie zachować, wiem, jak zaciągać, jak wyjść na zmiany, jak poinformować o dziurach, i jestem dość mocny, ale to nie zmienia faktu, że do dziś żaden ze mnie szosowiec. Znam się na szosówkach, śledzę nowinki techniczne i… jeżdżę, przy czym nadal pozostaję daleki od moich szosowych kolegów. Powód jest prosty: ciągnie wilka do lasu. W moje szosowe nitki Stravy często wplatam szlaki, jakie poznałem zza kierownicy MTB. Jeżdżę tak, budząc oburzenie i niechęć zatwardziałych szosowców. Odsetek tzw. brudnych nawierzchni do asfaltu bywa różny, ale z drugiej strony – jeśli mam jechać w teren, to już naprawdę trudny i wtedy wolę zabrać MTB, bo jest tam bardziej uzasadniony. Dlatego uważam, że idealny rower gravelowy to taki, który będzie zachęcał do przejechania 100 km po asfalcie i nie utrudni życia na kolejnych 20 km po szutrze, błocie czy ścieżkach. Jak pisałem, żaden ze mnie szosowiec, dlatego na bitumenie potrzebuję najwięcej pomocy i wsparcia. Chcę, żeby zachęcał mnie lekkością toczenia, dobrą aerodynamiką i ergonomią pedałowania. Tym cechom jestem w stanie podporządkować dzielność terenową, zwłaszcza że w terenie czuję się dobrze i ufam, że wszędzie (może poza tłuczniem) poradzę sobie nawet na szosówce z oponami 25c. To credo będzie niezbędne do interpretacji moich ocen i opinii.
GEOMETRIA
Szosówki najczęściej wybierałem w rozmiarze 56, co wynika z mojej nieprzesadnej gibkości – lata lecą. Poza tym, wolę panować nad rowerem niż dawać się wozić. Ponieważ na premierach modeli ujeżdżałem GT Grade w rozmiarze 55 i Topstone w rozmiarze M, a na Trekach w rozmiarze 56 muszę mocować dłuższą, nieseryjną nakładkę. Zresztą z tabel producentów wynikało niezbicie, że potrzebuję rozmiaru 58 albo – w wypadku rowerów Trek – L, więc postanowiłem się nie kłócić, tylko sprawdzić, co oferują. Kiedy w redakcji zaczęły się te rowery panoszyć, zacząłem z przerażeniem szukać po szufladach hormonu wzrostu i pierwsze jazdy wydawały mi się mordęgą. Okazało się, że nie tylko MTB rosną, gravele także mają coraz mocniej przesuniętą rozmiarówkę i są dłuższe niż dawniej. Dlatego gorąco zachęcam do fittingu firmowego, żeby się nie dać zaskoczyć. Tylko Diverge, który znam od dłuższego czasu, pojawił się u nas w rozmiarze 56 i... czułem się na nim skompresowany. Ludzie! Mierzcie się do rowerów prze...