Lista zgłoszonych zawodników przekroczyła limit 250 dostępnych miejsc (na starcie stawiło się 220 osób). Trzeba powiedzieć, że w ten sam weekend odbyły się kwalifikacje EWS w słowackiej Kalnicy i zawody czeskiej serii Blinduro w Bukovce, ale to polska edycja zgromadziła zdecydowanie najwięcej chętnych. Miała na to wpływ lokalizacja zawodów, które odbyły się w znanych rowerzystom miejscówkach - Bielsku Białej i Szczyrku.
Jacek "Słonik" Kaczmarczyk
Tydzień poprzedzający rywalizację był obfity w opady i zapowiadało się, że zawodnicy przejdą przy okazji błotną kurację leczniczą. Jeszcze w czwartek i piątek na treningach wszystko płynęło, jednak Kuba i Zyzy chyba mają jakieś wtyki, bo na piątkowym prologu już nie padało, a sobotni poranek przywitał nas piękną pogodą.
Słoneczko z małymi przerwami towarzyszyło zawodnikom przez całe zawody i pozwalało cieszyć się pięknymi widokami, jeśli ktoś oczywiście nie miał oczu zalanych potem. Na początek można było podziwiać piękno gór z okolic Zbójnickiej Kopy, gdzie zlokalizowany był start pierwszego odcinka. Przejechanie tras Zbój + Otik w jednym ciągu kosztowało zawodników wiele sił; było ślisko i kręto, a mokre korzenie nie ułatwiały płynnej jazdy. Najlepszy z uczestników i to wspomagany prądem przejechał ten oes w czasie lekko poniżej 10 minut, większość osób potrzebowała na to minut kilkunastu.
Jacek "Słonik" Kaczmarczyk
Start drugiego odcinka znajdował się w okolicy Klimczoka, a czasu na przemieszczenie się nie było zbyt wiele, przez co część startujących nie dotarła tam na czas. Odcinek przebiegał znanymi trasami w rejonie Szyndzielni, ale połączenie ich w jedną całość uczyniło z niego dobry test wydolności oddechowo-krążeniowej dla wszystkich startujących. Jeden z riderów Olaf skomentował, to w prostych słowach: "trzy razy umarłem, trzy razy zmartwychwstałem". To idealnie odzwierciedla realia - błotnisty początek "Gaciokiem" i ciągła korba, potem techniczny "Dziabar" ze ścianką, która pokonała wiele osób, podjazd pod Cyberniok i na koniec cały "Dębowiec".
Foto Marcin Pałka
Przy bufecie, po pokonaniu niemal 17-minutowego odcinka (średni czas przejazdu), chcący wyrazić emocje riderzy musieli najpierw złapać oddech. Po uzupełnieniu kalorii i przyjemnym transferze na OS3 została już "formalność", czyli znana z poprzednich edycji bielskich zawodów trasa "DH+", przedłużona o błotnistą końcówkę. Jeśli ktoś nie złapał gumy, był na dole w czasie nieco powyżej 5 minut i mógł się zrelaksować.
Łączny czas mierzonych odcinków oscylujący w okolicach pół godziny, to nie w kij dmuchał nawet dla zaprawionych zawodników. Na szczęście po zawodach organizatorzy stanęli na wysokości zadania i odwieźli zawodników po auta pozostawione w Szczyrku.
Podsumowując zawody: prolog ustawił stawkę i zminimalizował ilość mijanek na trasie, co przy wyjątkowo długich i wąskich odcinkach było bardzo ważne. Formuła zawodów ze startem w Szczyrku i metą w Bielsku była nowością i zaskoczyła wszystkich, ale zawodnicy mieli przez to okazję poznać dwa ośrodki i porozmawiać ze sobą na 14-kilometrowej dojazdówce. Rozdanie nagród indywidualnych odbyło się zaraz po zawodach, a dekoracja teamów podczas wieczornej imprezy. Z pewnością wynikało to z potrzeby policzenia punktów, jednak w tej formie nie wszyscy niestety byli obecni na tej drugiej ceremonii.
Elita, Foto Marcin Pałka
Wielka piona dla ekipy Enduro Trails za bardzo dobrą organizację zawodów i to o randze eliminacji pucharu świata.
Na koniec cyferki
Najlepszy czas zawodów open i zwycięzca kategorii "Elektryki": Tomek Gagat 00:28:21
Zwycięzcy w poszczególnych kategoriach
kobiety: Kasia Burek 00:32:46
mężczyźni elita: Michał Topór (3. czas open) 00:29:32
junior: Krzysztof „Kriss” Kaczmarczyk 00:30:34
juniorka: Martyna Puda 00:34:43
masters: Roman Kwaśny 00:29:49
Mastersi, Foto Marcin Pałka
Wszyscy zawodnicy, którzy zbierali punkty EWS i zajęli najwyższe miejsca na pudle mogą liczyć na miejsce na liście zawodników Enduro World Series w przyszłym sezonie.