Moją bazą wypadową stało się Huaraz – miasto na północy kraju, zlokalizowane tak, żebym mógł wyruszyć stamtąd zarówno na Kordylierę Białą, jak i Kordylierę Czarną. Odkryłem tam Peru, którego pragnąłem doświadczyć: dotykające nieba góry, brutalna natura i miejsca, w których uprawianie sportów górskich przybiera formę przeżycia spoza wyobrażeń przeciętnego Europejczyka.
Stolica
Przygody często zaczynają się na lotniskach. Moją poprzedził jedenastogodzinny lot. Kiedy lądujemy w Limie, z lotniska odbiera nas (mnie i Fernanda – mojego fotografa) dwóch zakręconych na punkcie sportów ekstremalnych chłopaków i cała nasza podróż do hotelu przebiega przy rozmowach na temat deski, BMX-ów i motocrossu. Podczas trwającej półtorej godziny podróży do dystryktu Miraflores, jednej z najbogatszych części stolicy, dociera do nas ogrom tego miasta i to, jak mało dotąd widzieliśmy. Mijamy obiekty zbudowane tu na Pan American Games, m.in. olbrzymi kompleks skateparków i wielki tor do BMX racing.
Jestem facetem, którego zawsze ktoś wozi. Teraz jest podobnie i nawet nie zerknąłem na plan naszej podróży. W hotelu, gotowy zwalić się nieprzytomnie na łóżko, zostałem jednak brutalnie sprowadzony na ziemię – za dwie godziny ruszamy do Huaraz. W tej części kraju przejechanie 400 kilometrów zajmuje zaskakujące osiem, dziewięć godzin, a podróż to niekończące się pasmo przełęczy, dolin i serpentyn. Zastanawiam się czasem, czy wielkim podróżnikom też nie dawano się wyspać:
– Sir, proszę się obudzić, dziś musi pan wcześnie zacząć odkrywanie nowych terytoriów.
– Nie wydaje mi się…
Byłem jednak w stanie przyjąć te nie...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!