Epidemia zamknęła nas w domu na kilka ładnych miesięcy, wszystkie lokalne ścieżki zjechane były już setki razy, a głód wyjazdu oraz eksploracji rósł z dnia na dzień. Rumuńskie enduro nie było więc kwestią zupełnego przypadku, tym razem bowiem mieliśmy sporo czasu na wybór rejonu oraz znalezienie w nim ambitnych celów. Mariusz był głową całej operacji, bo znając niektóre rejony Rumunii ze zdjęć do „Path Findera”, wiedział, że jest tam czego szukać. Pozostało tylko dopiąć ekipę, znaleźć ciepły śpiwór, nasmarować łańcuch i w drogę!
Mikołaj Walczewski – świetny filmowiec z Zakopanego, z którym i ja, i Mariusz mieliśmy okazję współpracować, był częścią ekipy odpowiedzialnej za udokumentowanie wyjazdu. Ja zająłem się zapisywaniem wspomnień w nieruchomych klatkach, Mikołaj natomiast musiał nosić troszkę cięższy plecak ze swoją kamerą i wszystkimi niezbędnymi dodatkami. Był z nami również Andrzej Smreczyński, zakopiański Johny Bravo, wiecznie uśmiechnięty „young gun”, reprezentant nowego pokolenia enduro. Razem z Mariuszem Bryją tworzyli mieszankę śmiechu i definicji słowa enduro w każdym możliwym wydaniu.
„W planie jest zdobycie najwyższego szczytu Gór Rodniańskich, Pietrosul i najwyższego szczytu Rumunii, Moldoveanu w Górach Fogaraskich” – Mariusz oznajmił krótko – już wtedy wiedziałem, że przed nami kawał rowerowej przygody i nawet do głowy nie przyszło mi pytać, czy to realne. Miałem absolutne zaufanie do Mariusza i jego planów. W końcu to nie ja będę...