Chodzi o zdobycie na rowerze wysokości Mount Everestu mierzonej od poziomu morza, czyli 8848 m. Nie ma na całej Ziemi podjazdu o takim przewyższeniu i nawet nie jest potrzebny, bo takie sumaryczne przewyższenie w czasie jednej jazdy można zdobyć nawet na niewielkim wzniesieniu, ale pokonanym wielokrotnie. Zasady są proste, choć wyzwanie jest brutalne. Pisaliśmy o everestingu w lipcowym wydaniu (bB #7/2020), ale wygląda na to, że jeszcze przez jakiś czas podróżowanie będzie trudne, a w dodatku atmosfera wokół rekordowo szybkich ewerestów bardzo się rozgrzała, zupełnie jak wokół rekordu w godzinnej jeździe torowej – temat stał się teraz nawet bardziej aktualny!
Everesting – zainteresowanie zawodowców
Główną rolę w popularyzacji wyzwania w ostatnich miesiącach odgrywa YouTube, a konkretnie dwa kanały: Worst retirement ever oraz GCN. Phil Gaimon to ex-pro, który po ukończeniu kariery zajmuje się promocją kilku marek rowerowych i seryjnie zdobywa KOM-y na Stravie, filmując swoje dokonania, co nie wydaje się taką tragiczną emeryturą. Drugim jest Global Cycling Network – największe medium rowerowe na YouTube. Everestingiem zaczęli się interesować zawodowcy. W ciągu tego roku rekordy bili znani zawodnicy. Przez chwilę rekordzistą był emerytowany Alberto Contador, który w ten sposób promował swoją nową markę rowerów. Najkrótszy czas został wyśrubowany do rekordu poniżej 7 godzin! Niewiarygodne 6:59:38 godne największych legend kolarstwa wykręcił nieznany wcześniej Sean Gardner...