Graeme Obree – sportowiec, czy geniusz?

Facet, który od nowa wymyślił jazdę godzinną

Temat

Na początku lat 90-tych prowadził sklep i warsztat rowerowy, ale recesja w gospodarce doprowadziła wiele biznesów do bankructwa. Jego też. Utrata źródła utrzymania i długi wpędziły go w uzależnienie od alkoholu i wdychania acetylenu do spawania ram. Z depresji udało mu się wyrwać ideą, która wydawała się szalonym atakiem z motyką na słońce – postanowił pobić rekord świata w jeździe godzinnej na czas!

Poznaj człowieka, który od nowa wymyślił rekord świata w jeździe godzinnej. 

 

 

 

 

Trudna historia

Barwna historia Graeme’a Obree, szkockiego kolarza amatora, który bez wsparcia sponsorów dwukrotnie pobił rekord świata w jeździe godzinnej na czas i dwukrotnie rekord ten mu odebrano, budziła w połowie lat 90-tych wielkie kontrowersje wśród działaczy UCI i zawodników. Tym bardziej, że mający wtedy 27 lat Obree miał zaledwie skromne sukcesy w lokalnych krótkich wyścigach TT. Jak bardzo skomplikowanym jest człowiekiem podkreśla też to, że boryka się z chorobą dwubiegunową (miewa okresy manii i głębokiej depresji), trzy razy próbował popełnić samobójstwo, a w 2011 wyznał, że jest gejem i pogodzenie się z orientacją seksualną było jedną z przyczyn prób samobójczych.

 

 

Dawno, dawno temu

„Godzina” to jeden z najbardziej prestiżowych rekordów kolarskich, sprowadzający cały wieloaspektowy sport do jednego prostego pytania – kto przejedzie na rowerze dłuższy dystans w ciągu 60 minut. Jest to też jeden z najstarszych kolarskich rekordów – oficjalnie pierwszy (35,325 km) został ustanowiony w 1893 w Paryżu przez Henriego Desgrange (późniejszego założyciela gazety L’Auto oraz pomysłodawcy i organizatora Tour de France), ale pierwsze wzmianki o dystansie godzinnym pochodzą z 1872 roku, kiedy James Moore, zwycięzca pierwszego w historii oficjalnego wyścigu kolarskiego, przejechał na bicyklu 23,2 km w Wolverhampton w Anglii. 

 

 

Technologia

Z założenia próba godzinna jest pojedynkiem sportowców, ale jednocześnie kolarstwo jest sportem technologicznym. Tradycyjny rower ze szprychowymi niskoprofilowymi kołami, klasyczną ramą z okrągłych rurek i barankiem wystarczał Eddiemu Merckxowi, który w 1972 roku przejechał 49,431 km w godzinę. Odpowiedzialny za jego rower Ernesto Colnago był przekonany, że kluczowa jest waga roweru. Francesco Moser, który przystąpił do próby bicia rekordu w 1984 roku miał wsparcie wielu sponsorów i producentów sprzętu. Pracował też ze słynnym dr Conconim (to ten od testu) – pionierem transfuzji krwi u kolarzy – co było w tym czasie legalne.

 

 

Aero is everything

Ekipa Mosera odpowiedzialna za sprzęt koncentrowała się już na aerodynamice. Nawet lokalizację próby wybrano ze względu na niższą gęstość powietrza – miasto Meksyk położone jest na wysokości 2250 m n.p.m. - co miało zmniejszyć opory aerodynamiczne. Dodatkowo użyto dziwacznego, ale i rewolucyjnego roweru z pełnymi kołami - dyskami. Przedni miał rozmiar 650C a tylny 700C i były oklejone wykonanymi ręcznie jedwabnymi szytkami o szerokości zaledwie 16 mm. Po godzinie okazało się, że na tak skonstruowanym bolidzie Moser pokonał 51,151 km, co było niezaprzeczalnym dowodem słuszności teorii o większej istotności aerodynamiki roweru nad jego masą. Zwłaszcza, że rekord Włocha osiągnięty został na rowerze prawie dwukrotnie cięższym od tego, którego używał Kanibal z Belgii. 

 

 

 

 

Krok dalej

Obree wiedział już, że najważniejsze są opory powietrza, ale poszedł o kilka kroków do przodu. Opracował niewygodną, niebezpieczną, ale genialną z perspektywy aerodynamiki skuloną pozycję przypominającą narciarskiego zjazdowca i do niej dopasował rower. Pikanterii całej próbie nadał fakt, że w czasie kiedy Obree zaczął interesować się rekordem godzinnym, przygotowania do jego pobicia rozpoczął też inny Brytyjczyk – Chris Boardman. Jego przewagą był fakt, że na Igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku zdobył złoto w wyścigu na dochodzenie na dystansie 4 km, co ułatwiało mu pozyskanie wsparcia teamu Gan i sponsorów. Takiego zaplecza nie miał Obree. Brakowało mu i zespołu i pieniędzy na sprzęt.

 

Rewolucyjny rower, który nazwał Old Faithful skonstruował więc samodzielnie nakładem 70 funtów. Ku jego konsternacji, media zainteresowane historią o nieomal biblijnym konflikcie Dawida i Goliata podchwyciły barwny szczegół, że Szkot do budowy użył części ze starej pralki – konkretnie chodziło o suport. Wynikało to z faktu, że Obree miał obsesję na punkcie rozstawu pedałów (q-factor) i dlatego zrezygnował z używania standardowych komponentów. 

 

 

Pierwsza próba

Do próby bicia rekordu przystąpił 16 lipca 1993 roku na torze w Hamar w Norwegii. Nie udało się – był prawie kilometr gorszy od Mosera. Ponieważ jednak tor wynajęty miał na 24 godziny, w akcie desperacji postanowił wrócić następnego dnia. Jego metodą na odzyskanie sił było picie ogromnych ilości wody i rozciąganie mięśni co kilka godzin przez całą noc. To szalone podejście i wiara, że cel jest osiągalny doprowadziły go do sukcesu. 17 lipca w ciągu godziny przejechał 51,596 km bijąc Mosera o 445 metrów. Rekord utrzymał się jednak tylko tydzień. Już 27 lipca Chris Boardman przejechał na torze w Bordeaux o 674 metry dalej. Lokalizacja nie była przypadkowa - zrobił to w dniu wolnym podczas Tour de France, w którym startował.

 

Otwarło to serię, podobną do tej, która miała miejsce pomiędzy 1912 i 1914 rokiem, kiedy Oscar Egg i Marcel Berthet pięciokrotnie poprawiali rekord. Wtedy chodziło o wydojenie sponsorów, w sytuacji Obree była to obrona przed katastrofą i walka o godność. Żeby jeszcze bardziej nakręcić zainteresowanie próbami bicia rekordu do gry wrócił wcześnie siwiejący Moser. Mimo sportowej emerytury również zainteresował się pozycją „zjazdową” i w styczniu 1994, w wieku 43 lat, próbował pobić rekord na rowerze podobnym do Old Faithful. Nie udało mu się. Osiągnął 51,84 km i to mimo kontynuowanej współpracy z dr. Conconim, który był wtedy na etapie pionierskich prób z EPO. Na pocieszenie zadowolić się musiał rekordem wśród weteranów. Obree, który nie poddał się po utracie tytułu odzyskał rekord 27 kwietnia 1994 roku na tym samym torze, na którym pokonał go Boardman osiągając wynik 52,713 i jadąc 443 metry dalej.

 

 

 

 

I wtedy wkracza UCI...

Festiwal rekordobicia przerwała UCI. W maju 1994 roku zdecydowała, że technologia ma zbyt duży wpływ na kolejne wyniki i zdelegalizowała pozycję zjazdową. Wprowadzona reguła była jednak dość niejasna. O interpretacji na swoją niekorzyść Obree dowiedział się na godzinę przed mistrzostwami świata we Włoszech. 15 sierpnia 1994 roku miał startować w pozycji zjazdowej w wyścigu na dochodzenie na dystansie 4 km. Sprzeciwił się decyzji i został zdyskwalifikowany. Złoty medal wygrał Boardman. Obree nie poddał się jednak i opracował nową pozycję ochrzczoną „na supermana” – podobną do tej znanej z triathlonu, ale z ramionami wyciągniętymi całkiem do przodu i... ustanowił kolejny rekord! Jednak i ten nie utrzymał się długo. Zaledwie do września tego samego roku.

 

Wprawdzie Miguel Indurain podobno także przygotowywał się do jazdy w pozycji zjazdowej, ale wobec zakazu wystartował z klasyczną kierownicą do jazdy na czas, ale za to na rowerze Pinarello Espada z monolityczną ramą zaprojektowaną przez inżynierów F1 i wzorowaną na słynnym Lotusie 108, na którym Boardman wygrał złoto w Barcelonie. Nota bene, właśnie jego rower zaprojektował Mike Burrows, autor tzw. geometrii kompaktowej, stosowanej obecnie powszechnie w szosówkach, a pierwszy raz wprowadzonej w Giancie TCR. Indurain jako pierwszy wydłużył dystans powyżej 53 km (53,040). 

 

 

 

 

 

Rekord goni rekord

Na torze w Bordeaux osiągnięto w sumie cztery rekordy godzinne w samym tylko 1994 roku. Próbą zainteresował się też Tony Rominger podbijając poprzeczkę dwukrotnie w październiku i listopadzie. Przebił przy okazji granicę 55 km z wynikiem 55,291. Po dwóch latach do walki wrócił jeszcze Boardman, który w 1996 roku na słynnym Lotusie 108 przejechał 56,375 – co jest do dziś najlepszym potwierdzonym wynikiem człowieka. Jednak w roku 2000 UCI postanowiło unieważnić wszystkie rekordy od czasu Merckxa legalizując do prób wyłącznie rowery klasyczne, czyli podobne do tego, na którym jechał Belg w 1972 roku. 

 

 

Kto by oglądał antyki?

Ponieważ publika i zawodnicy nie byli zainteresowani wolniejszym ściganiem na „antykach”, rekord godzinny zszedł na margines zainteresowań. Po latach stagnacji, zainteresowanie rekordem godzinnym wzrosło po 2014 roku, kiedy UCI rozluźniło reguły pozwalając na używanie współczesnych konstrukcji z ograniczeniami analogicznymi do tych przy innych wyścigach w jeździe na czas. Według tych reguł obecnie najszybszy jest Bradley Wiggins z wynikiem 54,526 km.

 

 

 

 

Szkoci murem za Szkotami

Po 25 latach dylemat, czy Obree jest geniuszem w projektowaniu rowerów, czy wybitnym sportowcem został rozwiązany dzięki badaniom w tunelu aerodynamicznym zafundowanym przez Endurę, ponieważ Obree nadal jest bardzo niezamożnym człowiekiem, a szkocki brand cechuje się patriotyzmem. W badaniach wziął udział sam konstruktor-rekordzista. Przeprowadzono 4 serie: na standardowym rowerze torowym z lat 90-tych, na Old Faithful, na Old Faithful w pozycji „na supermana” i na koniec na rowerze i w stroju wykorzystującym najnowsze technologie i zgodnym ze współczesnym regulaminem UCI. Przy prędkości 50 km/h na standardowej torówce z okresu Obree potrzebował 384 W, w skulonej pozycji na Old Faithful o 60 W mniej – 324 W. Co kluczowe dla rozstrzygnięcia dylematu: sportowiec, czy konstruktor, w pozycji „na supermana” oszczędzał do standardu z lat 90-tych tylko 8 W – 376 W.

 

 

Co tak naprawdę się liczy?

Nowoczesny rower, nawet mimo zainstalowanych hamulców i szosowego napędu (taki mieli dostępny), ale w połączeniu ze współczesnym kaskiem Aeroswitch i strojem Encapsulator z kolekcji Endura D2Z Aero Collection dały 30 W przewagi (354 W) w porównaniu do Lycry i torówki z 1993 roku. Jakie to wszystko ma znaczenie? Wnioskiem z badań jest to, że Latający Szkot jest zarówno genialnym konstruktorem, co udowodnił projektując i wykonując najszybszy rower swoich czasów samodzielnie, jak i sportowcem światowego kalibru, co udowodnił jadąc w pozycji supermana, która jak się okazało była tylko marginalnie lepsza od klasycznej lemondki.

 

Historia Graeme’a Obree zainspirowała twórców filmu „Flying Scotsman” z 2006 roku. Warta przejrzenia jest też poświęcona mu strona na Wikipedii. Filmik o eksperymencie Endury dostępny jest na YouTube: „Short Film - Graeme Obree, Athlete or Genius?”. Gorąco go polecamy. To kawał historii i ciekawy przyczynek do przemyślenia, jak niesamowite przyśpieszenie technologiczne miało miejsce w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Wszak wydawałoby się, że facet pokracznie skulony „na pralce” mógł skutecznie konkurować z herosami w XIX w. Okazuje się jednak, że miało to miejsce całkiem niedawno. 

 

TUTAJ możecie zobaczyć wspomniany powyżej dokument o naszym bohaterze. 

 

Jeśli chcesz na co dzień mieć dostęp do podobnych artykułów wykup PRENUMERATĘ BIKEBOARD

 

 

Przypisy