Słodki smak porażki
Nie da się jechać. To znaczy – pewnie się da, ale ja nie jestem w stanie. Byłam z siebie taka dumna, że od półtorej godziny nie poddałam się ponad 500-metrowemu przewyższeniu, aż nadszedł przeciwnik, z którym nie miałam szans wygrać. Wiatr. Dmuchnął niespodziewanie, ze zwielokrotnioną siłą zza kolejnego zakrętu. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Łańcuch odmówił posłuszeństwa. A co gorsze – moja głowa odmówiła posłuszeństwa. Chwiejąc się i łykając łzy porażki, zsiadłam z roweru i zaczęłam go prowadzić, przeklinając w duchu moich towarzyszy, którzy dawno zniknęli w perspektywie niekończącego się podjazdu. Gęsty świerkowy las po obu stronach drogi dodawał całej sytuacji grozy. Miałam wrażenie, że mój rower waży już nie 70, ale 200 kilogramów, a ja słabnę z każdym krokiem. Cholerny Sjemiński Pierewał – przeklinałam w duszy. Cholerne góry, co za powalony pomysł, żeby jechać w Ałtaj w zimie! – krzyczałam wewnątrz siebie.
I wtedy na drodze pojawił się Mateusz – szedł zadowolony, cały sprężysty i wesoły. Nic dziwnego – szedł w dół, bez roweru i znajdował się na już osłonecznionej części drogi. Krzepki, wiecznie spokojny, cholernik jeden….
Iśka! Brawo, dotarłaś! – zamachał do mnie, a ja popatrzyłam na niego z niechęcią. Co on plecie? Nie widzi, że pcham rower, jak jakiś słabeusz?
Ta… – powiedziałam pod nosem, zatrzymując się i zapierając nogami, żeby nie stoczyć się ze stromej drogi razem z tym potwornie ciężkim rowerem. Mogę przysiąc, że na wysokości 1700 m n.p.m. mój rower ważył 500 kilogramów.
Naprawdę, to już! Dojechaliśmy!
Chyba WY dojechaliście. Ja ledwo pcham tego kolosa… – stwierdziłam.
Iśka, daj spokój. Pod koniec przełęczy zawsze wieje – powiedział Mateusz zza swojej zamarzniętej brody, odbierając ode mnie rower. Nawet nie usiłowałam skłamać, że dam sobie radę i wyprowadzę go na przełęcz sama.
Udało ci się!
Nic mi się nie udało. Wam się udało – powtórzyłam.
Mateusz westchnął, a na naszej drodze, radośnie podskakując, pojawiła się Ula.
Iśka, uśmiech, jesteś na miejscu! Zaraz coś zjemy! Jest gostinica, jest ciepłe jedzenie, dotarliś...