Leje deszcz, a temperatura nie przekracza 10°C. Ciało marznie z niewyspania, a w głowie pożar niepokojów o czekającym dystansie. Nikt wokół nie przejechał w jednym wysiłku tak długiego dystansu. Nikt, nawet Przemek Niemiec. „On teraz więcej jeździ, niż jak się ścigał, zobacz, jaki wycieniowany” – mówi do mnie Zenon Jaskóła, poprawiając się w fotelu załadowanego do pełna busa. Z trudem łapiąc równowagę w kołyszącym się samochodzie, przestawiam skrzynki z ciastkami i układamy bidony, żeby były bliżej wejścia. Już czas, bo do przedniego okna podjeżdża pierwszy kolarz, chwyta się framugi i o coś prosi. Zenon, który siedzi w głębi, dosłyszał i ożywiony pyta nas przy drzwiach: „Bułki gdzie są? Oni teraz muszą jeść solidnie, żele zostaw na koniec, teraz nie wolno im ich dawać”. Wie, co mówi, jest jedynym Polakiem, który po miesiącu ścigania stanął na podium Tour de France. Wojtek Kluk odpala baterię sygnałową i rozchodzą się dźwięki tak charakterystycznej melodii La Cucaracha. Wszyscy czujemy dreszcz wywołany skojarzeniami z wielkiego wyścigu. Sygnał się urywa, a Wojtek mówi do mikrofonu: „Karmienie!”. Obstawiający nas motocykliści intuicyjnie zmieniają się pozycjami i błyskając kogutami, potwierdzają gotowość. Szosa jest pusta i z przodu, i z tyłu. Łapię za klamkę drzwi bocznych i rozsuwam je na pełną szerokość. Do środka wdziera się zimne powietrze zmieszane z wodnym pyłem. Kurczę się, ale lewą nogę wystawiam na próg busa i blokuję wielką ikeowską skrzynką napchaną bułkami. „Cheese or chicken” – żartujemy, wydając buły. „Byle bez folii” – buńczucznie żartują podjeżdżający do pędzącego busa kolarze. „Bidon?” „Nie, na razie mamy wszystko”. Pomiędzy jadącym busem a rowem rozgardiasz, mijanie się barkami na centymetry, jeszcze niepewne gesty obsługi, ale powoli zaczynamy wchodzić w rytm. Dochodzi szósta rano, a grupa ciśnie już od godziny i to nie jest tempo rozgrzewkowe, napierają pełnym speedem. Z...
#strongrittandkate
Z grupą kolarek i kolarzy, którzy promowali akcję pomocy potrąconym 1 czerwca kolarkom, przejechałem w wozie serwisowym z Częstochowy do Gdańska. W trakcie tej podróży patrzyłem na jadących kolarzy i kierowców, rozmawiałem z zawodowcami oraz amatorami i przez 18 godzin myślałem o naszym bezpieczeństwie na drogach. Dzielę się tym i zachęcam do dyskusji, żeby wyjście na szosę nie było rosyjską ruletką.
Jak uzyskać dostęp? Wystarczy, że założysz bezpłatne konto lub zalogujesz się.
Czeka na Ciebie pakiet inspirujących materiałow pokazowych.
Załóż bezpłatne konto
Zaloguj się