W Limie ulice pachną Rozmową w Katedrze Llosy i trudno uwolnić się od tetrycznego „a dawniej...”. W tym wypadku jest: „a dawniej to się w Limie robiło literaturę, a teraz tylko hałas i burdel” – zupełnie tak, jakby w czasach młodości Mario Vargasa nie było samochodów, rozklekotanych autobusów i brudu. Lima la gris, czyli Lima szara. Nie spodziewaj się po peruwiańskim wybrzeżu turkusowej wody, kokosowych palm i złotego słońca, to nie Karaiby. Niemal na całej długości od Ekwadoru po Chile plaży towarzyszy zimny prąd Humboldta i chmury: tak i w Limie trudno o kontrastowe kolory. Miasto leży na skraju oceanu, utaplane w mżawce, spowite na dokładkę grubym kożuchem smogu dziesięciomilionowej metropolii.
Mówią, że brzydkie
I narzekają, że nudna. Ale jeśli poznałeś już Paragwaj czy Argentynę z ich drogami wąskimi jak palec, bardzo polubisz peruwiańską Panamericanę. Ruch na niej nieprzesadny – mam na myśli: gdy już oddalisz się na dobrych kilkadziesiąt kilometrów od stolicy – a przepastny pas awaryjny da Ci spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jeśli masz koszyk czy sporą torbę na kierownicy, możesz na niej zainstalować książkę i czytać. Najlepiej książkę możliwie nową, bo ze starych lecą kartki, a przez następne 850 kilometrów będzie wiało prosto w twarz. Dość solidnie.
Nie wiem, czy męczysz się tak szybko jak ja, ale po dwóch...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!