W pewnym sensie będzie to tekst o przeznaczeniu, w które, co prawda, nie wierzę, ale któremu zwykle nie przeszkadzam działać. Bo jak inaczej określić okoliczności tego, że tuż przed świętami nagle znalazłem się w miejscu, o którym od dłuższego czasu marzyłem, ale z różnych powodów dotąd nie podjąłem wystarczająco skutecznych starań, by tam pojechać.
A było tak. Pewnego popołudnia pod koniec listopada siedziałem z żoną w naszym domowym biurze. Skończyłem już swój redakcyjny dyżur i od niechcenia przeglądałem oferty miejsc, w które warto by się wybrać na kilka grudniowych dni. Nie byłem przy tym specjalnie zdeterminowany, bo chociaż musiałem wykorzystać kilka dni zaległego urlopu, to wiele wskazywało na to, że musiałbym spędzić go samotnie. W pracy mojej drugiej połowy działo się w tym czasie zbyt wiele.
I właśnie w tym momencie, w którym stwierdziłem, że spędzę ten czas po prostu w domu, na moją skrzynkę e-mailową wpadła wiadomość od pani Ani z polskiego przedstawicielstwa Ministerstwa Turystyki w Izraelu. A w treści wiadomości zaproszenie do wzięcia udziału w wyścigu Gran Fondo Ejlat. Nawet termin wyjazdu doskonale pokrywał się z tym, w którym planowałem wykorzystać zaległy urlop.
Wymarzony powrót
O kolejnej wizycie w Izraelu marzyłem od dnia, w którym wróciłem z kilkudniowego wyjazdu na Wielki Start Giro d’Italia w 2018 roku. Byliśmy nawet blisko podjęcia takiej decyzji przed rokiem, ale na przeszkodzie stanęła niepewna sytuacja z kolejnymi falami pandemii COVID-19 i związanymi z nimi ograniczeniami w podróżowaniu. Pozostawało czekać na kolejną okazję. I wspominać, bo tamten wyjazd zostawił po sobie niezatarte wrażenia, z których największe zrobiła na mnie podróż przez pustynię Negev.
J...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!