Gdyby w styczniu 2023 r. ktoś jeszcze się wahał, za którą drużynę w nadchodzącym sezonie najmocniej trzymać kciuki, a potem skierował swe myśli ku Jumbo-Visma, we wrześniu nie mógł mieć już żadnych wątpliwości, że postawił na właściwego konia. Żółto-czarna ekipa rozbiła bank. Ten rok bez wątpienia należał do niej.
Autor: Mariusz Czykier
Dyskusja o tym, czy do wyników w kolarstwie potrzebna jest popularność dyscypliny, czy może jest dokładnie odwrotnie, przypomina odwieczny spór o jajko i kurę. W tym drugim przypadku obie teorie mają swoich zwolenników, przedstawiających naukowe „twarde dowody”. Spór na gruncie sportowym wydaje się trudniejszy do rozstrzygnięcia. Faktem jednak jest, że w polskim kolarstwie o wyniki jest coraz trudniej, co nie wróży dobrze przyszłości dyscypliny. I wiele wskazuje na to, że za kryzys odpowiedzialni po części będziemy wszyscy.
7,6 km pływania, 360 km na rowerze i 84,4 km biegu. Takie wyzwanie postawiła przed sobą Alicja Pyszka-Bazan, która pod koniec czerwca br. wystartowała w Colmar w zawodach Bretzel Ultra Triathlon. Wygrała, zostawiając za sobą wszystkich i ustanawiając nowy rekord świata na tym dystansie. Jak? Dlaczego? Po co? O tym wszystkim opowiedziała nam w długiej rozmowie.
Kraksy w peletonie się zdarzały i zdarzać będą. Nie sposób przewidzieć i uniknąć niebezpiecznych sytuacji, gdy blisko dwie setki rozpędzonych ludzi na rowerach jadą blisko siebie. Kolarskie władze od lat próbują zmierzyć się z problemem, ale skutki tych działań na razie wydają się mizerne. Być może dlatego, że większość z nich jest wyłącznie na pokaz.
– Tata się popłakał. Nie był w stanie zrozumieć, że dziewczyna jedzie sama na drugi koniec świata, z wielkim bagażem, za furę prywatnych pieniędzy, wygrywa tytuł i nikt się tym nie interesuje – wspomina pierwsze chwile po powrocie z Los Angeles Ania Rząsowska.
O tym, by znaleźć się na rowerze na środku pustynnego odludzia, marzyłem od kilku lat. To marzenie zupełnie nieoczekiwanie spełniło się w pewien grudniowy poranek, chociaż nie byłem tam zupełnie sam, jak pragnąłem. Znalazłem się tam w towarzystwie ludzi, których zapałem i entuzjazmem można by obdzielić jeszcze wielu innych. Ludzi, którzy postanowili od zera stworzyć kolarską kulturę w miejscu, które dotąd jej prawie nie znało.
To nie był łatwy rok dla polskich kibiców kolarstwa. Po kilku sezonach mniejszych lub większych sukcesów w najważniejszych wyścigach mijający rok przypomniał, że nic w życiu i sporcie nie jest dane na zawsze. Polscy kolarze sezon zakończyli z jednym triumfem w World Tourze. Co prawda w wyścigach niższych kategorii lista polskich sukcesów jest niemała, ale ich waga w zbiorowej świadomości pozostała niestety znikoma. Podobnie jak wiedza o sukcesach polskich kolarek. A to właściwie do nich należał mijający sezon.
Rozmowy na temat kobiecego kolarstwa przypominają czasem dialogi z kilkulatkiem o jedzeniu. Jeszcze nie skosztował, a już wie, że nie lubi. A gdy spróbuje i jednak mu zasmakuje, to i tak się nie przyzna, żeby się koledzy w przedszkolu nie śmiali. Zorganizowana po raz pierwszy w odnowionej formule kobieca edycja Tour de France wielu kibiców wprawiła w zachwyt. A ci często nie wahali się do tegoż zachwytu przyznać. Trudno nie nazwać tego przełomem.
„Niesamowity”, „niezapomniany”, „najlepszy ze wszystkich dotychczasowych” – to tylko niektóre z euforycznych określeń, jakie padały po duńskim Wielkim Starcie Tour de France.
„Trzeba mieć fantazję i pieniądze, wnuczku” – głosił przed laty slogan jednej z popularnych reklam. Sylvan Adams na brak pieniędzy raczej nie narzeka. Ale fantazja pchnęła go nie tyle do wydawania ich na chwilowe zachcianki, ile do rozwijania własnej pasji i budowania na niej popularności dyscypliny w jej rozmaitych odmianach. W kraju bez kolarskich tradycji. I bez górnolotnych słów o działaniu „dla dobra kolarstwa”. Po prostu działając.
12 czerwca 2019 roku Christopher Froome wsiadał na rower z jednym marzeniem i jednym celem: za półtora miesiąca dołączyć do wielkiej czwórki pięciokrotnych zwycięzców Tour de France. Kilka godzin później marzenie to rozbiło się na murze jednej z posesji przy trasie Critérium du Dauphiné.
Gdyby rok 2021 był człowiekiem, już w okolicach lutego miałby prawo poskarżyć się na to, że nie radzi sobie z oczekiwaniami. Po tym, co kolarstwu zafundował jego poprzednik, byłoby to całkowicie usprawiedliwione. Osiem miesięcy później mógłby odetchnąć z ulgą.