Potem wydawało się, że zawodnicy tacy jak Kyle Strait, Cam Zink czy Kurt Sorge, czy wczesny Andreu Lacondeguy poprowadzą w stronę ogromnych skoków i szybkiej jazdy, co bardziej przypominało jakiś monster DH niż zawody z punktami za styl. Brandon Semenuk nawet z dwupółkowym widelcem tak mocno inkrustował swoje przejazdy rotacjami, że wprowadził Rampage na zupełnie inne tory. Tegoroczna nowość, czyli nielimitowany dostęp do wody, pozwolił jeszcze mocniej ingerować w trasy, które definitywnie przestały być dziewicze. Woda pozwoliła uzyskiwać gładsze nawierzchnie najazdów i zeskoków, kreując coraz mocniejsze wybicia. Wciąż oglądamy zapierające dech w piersiach triki na coraz większych i szybciej pokonywanych przeszkodach z dzikim tłem Zion National Parku, ale przewidywalność konsekwencji jest daleko większa. W tym roku uniknęliśmy konieczności oglądania jakiejkolwiek groźnej gleby. To świadczy o najwyższym poziomie uczestników zapraszanych do startu oraz o doskonałym przygotowaniu linii przez zespoły kopaczy. Występ Reeda Boggsa pokazał kolejny z nadchodzących kierunków. Totalna imersja w świat zawodników jest coraz bliższa.


Z tej perspektywy wygląda to mniej niewinnie. Widzisz bramkę startową na horyzoncie?


Przebieg i triki
Na pierwszy ogień poszedł stary wyjadacz i jeden z najbardziej nieprzewidywalnych rajderów stawki. Andreu L...