Dolomity w pełnej krasie

Przygoda

Choć w te rewiry zwabiła edycja Pucharu Świata EDR i uczestniczący w niej Polak, to na szczęście zaplanowaliśmy coś więcej niż tylko kibicowanie. Zwiedziliśmy ikoniczne trasy Dolomitów i doradzamy, jak korzystając z włoskiego klimatu, pojeździć po mistrzowskich trasach.

Pierwszy z dwóch dni pobytu w Canazei chcieliśmy poświęcić na oglądanie wyścigów EDR. I powiedzmy sobie szczerze, z początku było to spore rozczarowanie. Kibicowanie wyścigom rowerowym to zupełnie co innego niż oglądanie ich relacji na Redbullu czy Warnerze. Riderów widzi się na bardzo ograniczonym odcinku. My dojechaliśmy na pierwszego spota rowerami, wypadło na końcówkę pierwszego OS-a. Najpierw przez godzinę oglądaliśmy wykończonych zawodników końca stawki EDR, a potem nagle przeleciała najszybsza dziesiątka.

Enduro

Jazda enduro to utrzymanie stałej prędkości i duszenie hop, dlatego ci najszybsi wcale nie wyglądają na najszybszych! Szał był dość ograniczony. Żeby ratować zabawę, z OS 1 wybraliśmy się od razu na samą górę „czwórki”. Ale żeby dogonić do zawodników musieliśmy skorzystać z kolejki Compitello–Rodella. Przez dolinę przepruliśmy, korzystając obficie z możliwości trybów Race i Turbo. Po opuszczeniu wagonika co rusz unosiłem bryle do góry, żeby się przekonać, czy to podbicie kolorów z technologii Prism, czy świat rzeczywiście może tak dobrze wyglądać. Bez względu na to, czy patrzyłem przez szkła Oakleyów, wizjer aparatu czy gołym okiem, zamierałem w osłupieniu. Podzieliłem się z Mikołajem rolami, on fotografował startujących w bramce, a ja przemykających na tle Sassopiatto, strzelistej grupy skał. Karty pamięci systematycznie zapełniały się fantastycznymi panoramami, których skalę wielkości i piękna podkreślały sylwetki czołowych riderów enduro. Kiedy moje stanowisko minął Richie Rude (taki Amerykanin z teamu Łukasika (ten ostatni na zdjęciu obok) zadzwoniłem do syna i powtórzyłem do mikrofonu sygnał z bramki: „15 seconds”, „10”, „3, 2, 1, go!”. Kiedy obserwowałem malutką sylwetkę Mikołaja sunącego pomiędzy taśmami na tle skalnych iglic, miałem gęsią skórkę. Zanim się spakowałem, minęli nas wolontariusze z worami wypełnionymi taśmą. Cudownie, pomyślałem, będę miał też zdjęcia z naturalnej trasy. A Tutti Frut...

Artykuł jest dostępny w całości tylko dla zalogowanych użytkowników.

Jak uzyskać dostęp? Wystarczy, że założysz bezpłatne konto lub zalogujesz się.
Czeka na Ciebie pakiet inspirujących materiałow pokazowych.
Załóż bezpłatne konto Zaloguj się

Przypisy