Co to jest GSB?
Główny Szlak Beskidzki został oznakowany już w 1929 r. (a jego kontynuacja na terenach obecnej Ukrainy w 1935 r.). Jest długodystansowym górskim szlakiem pieszym, ma długość około 500 km (różne źródła podają wartości różniące się o kilka kilometrów) i przewyższenie około 21 tysięcy metrów. Oznakowany jest na czerwono. Kropki w tym kolorze, oznaczające krańce szlaku, znajdują się w Wołosatem w Bieszczadach i w Ustroniu w Beskidzie Śląskim. Pomiędzy tymi kropkami szlak biegnie przez najwyższe partie polskich Beskidów: Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Gorce, Beskid Sądecki, Beskid Niski i Bieszczady.
Pomiędzy Jordanowem a Rabką szlak łagodnieje. Mimo tego, że to gęsto zaludnione tereny, czasami ma się wrażenie przebywania w pustych górach.
Krótki rest w nieczynnej poza sezonem studenckiej bazie namiotowej na Lubaniu. Czynna czy nie, może być ciekawą opcją noclegową. To jedna z najstarszych baz namiotowych w Polsce (działa od lat 60-tych XX w.), jest więc szansa, że za młodu spali tam wasi rodzice, a może nawet dziadkowie.
Don`t try this at home! Gdy to któryś już dzień w drodze, a od rana w nogach ponad 3 tys. m przewyższenia, ważniejsze od zaleceń dietetyków jest jak najszybsze uzupełnianie kalorii.
Dostępność dla rowerzystów
Z punktu widzenia rowerzysty GSB ma wiele fragmentów, gdzie jazda jest niemożliwa ze względu na przepisy (parki narodowe: Babiogórski, Magurski i Bieszczadzki). Mimo tego, że w sieci można znaleźć niejedną relację opisującą zdobycie Babiej Góry lub bieszczadzkich połonin z rowerem, odradzamy takie eskapady. Po pierwsze, wpychanie się na rowerze w zabronione miejsca psuje opinię całemu środowisku rowerowemu i grozi rozszerzaniem zakazów na dalsze tereny, nie mówiąc już o możliwości otrzymania mandatu. Po drugie, nie nastawiaj się na epicką jazdę – nawet jeśli nie odstraszą Cię trudności techniczne na Babiej Górze lub niekończące się schody na podejściach na połoniny, to zazwyczaj jest tam tłum turystów i jazda byłaby zwyczajnie niemożliwa, a o wypadek również byłoby nietrudno. Kontrowersyjny może wydawać się zakaz jazdy na terenach Magurskiego Parku Narodowego, gdzie teren umożliwia jazdę np. w paśmie Magury Wątkowskiej, a na myśl o pokonaniu niektórych fragmentów, np. zjazdu z Kolanina na wschód, cieknie ślinka. Niestety… dura lex sed lex. Może kiedyś uda się coś wylobbować w tej kwestii. Miłą odskocznią od zakazów będzie Gorczański Park Narodowy, gdzie większość czerwonego szlaku od Starych Wierchów po przełęcz Knurowską pokrywa się ze szlakiem rowerowymi, i zapewniam Was, jest to fantastyczny fragment trasy. Na szczęście szklanka jest bardziej niż do połowy pełna – znakomita większość szlaku jest dostępna dla rowerzystów i pozwala w oparciu na GSB zaplanować kapitalną trasę przez polskie Beskidy.
Cerkiew w Bartnem w Beskidzie Niskim. Położona na GSB bacówka PTTK jest przez jednych kochana, przez innych... mniej. My zjechaliśmy do agroturystyki w centrum wsi, skuszeni domowym jedzeniem, takąż atmosferą... i możliwością skorzystania z pralki.
Do Ustronia? Do Wołosatego? A może zmienić plany i podjąć wyzwanie niebieskiego Szlaku Karpackiego? Trzeci pod względem długości w Polsce, ale zdecydowanie najdzikszy…
Góry Mgliste to pasmo między Eriadorem a doliną Wielkiej Rzeki Anduiny. Podobno wypiętrzył je Morgoth, jeden z Valarów. Nam na szczęście udało się uniknąć spotkania z zamieszkującymi je orkami i goblinami, nie spotkaliśmy też plączącego się tam Golluma. Może dlatego, że była to okolica Trzech Kopców w Beskidzie Żywieckim?
Warunki
Na GSB należy spodziewać się typowych beskidzkich atrakcji – stromych podjazdów, których część trzeba pokonać pieszo, ostrych zjazdów, na których części zejście z roweru nie przyniesie ujmy, wąskich ścieżek, korzeni, kamieni mniej lub bardziej związanych z podłożem i błota, czasem nawet w dużych ilościach. Na GSB znajdziesz zjazdy wszelkiego rodzaju – od gładkich ścieżek, gdzie można złapać niezły flow, przez odkryte hale, zjeżdżane pełnym piecem, po ultrastrome, techniczne fragmenty pokonywane na granicy przyczepności, które spokojnie zasłużyłyby na miano czerwonych tras enduro nawet w ośrodkach słynących z surowych wycen trudności tras. Na pewno nie będzie band innych niż naturalne, walcowanego żwirku czy wymuskanych podwójnych stolików. Podobnie podjazdy – będą jednakowo szutrowe (trafi się nawet parę asfaltowych), będą też techniczne uphille dla niespełnionych trialowców. Będą też lekcje pokory, na których zamienisz się miejscami z rowerem i, łapiąc oddech, będziesz odliczać pozostałe do szczytu metry.
Jednak przede wszystkim możesz liczyć na przygodę, oszałamiające widoki, kontakt z przyrodą i dowiedzenie się paru ciekawych rzeczy o sobie.
Pasmo Radziejowej (widoczna po lewej stronie, na jej tle buk) to najwyższy fragment Beskidu Sądeckiego. Błota tu zazwyczaj mało, a jazda to kwintesencja MTB – szybkie szlaki, wąskie ścieżki, sporo technicznych fragmentów i obezwładniające panoramy.
Czy warto kurczowo trzymać się czerwonego szlaku?
Moim zdaniem niekoniecznie. Lepiej potraktować GSB jako motyw przewodni wyprawy, a tam, gdzie jazda nie jest dozwolona lub można na przykład ominąć długi, mozolny wypych ciekawym podjazdem nieopodal, warto wybierać inne warianty. Uważam jednak, że dobrze zachować odpowiedni styl i trzymać się jazdy terenowej, a tym samym unikać długich asfaltowych przelotów. Najlepszą ilustracją tego, co mam na myśli, może być ominięcie Babiogórskiego Parku Narodowego. Można to zrobić, idąc na łatwiznę i przejeżdżając asfaltami z okolic Zawoi na przełęcz Krowiarki, ale ciekawiej i „bardziej enduro” będzie wykorzystać Babia Góra Trails do zjazdu do Zawoi, dalej wjechać na Mosorny Groń i potem wytaszczyć rower na Kiczorkę, by tam dołączyć do czerwonego szlaku. Inny przykład to odcinek z Krościenka na Dzwonkówkę i dalej przez przełęcz Przysłop na Skałkę i Przehybę. Można legalnie czerwonym, ale będzie sporo pchania i noszenia roweru. Jeśli Ci to nie pasuje, to wystarczy z Krościenka przedostać się do Szczawnicy, a stamtąd wjechać na Przehybę rowerowym szlakiem prowadzącym w okolicy niebieskiego pieszego. Podjazd i tak będzie konkretny, ale dla mocnych w całości do pokonania na rowerze. Optymalną trasę w wersji enduro przygotujemy dla Was w przyszłości, a na razie zachęcamy do krytycznego przejrzenia map lub korygowania planów na bieżąco. Newralgiczne obszary, które należy ominąć ze względu na zakaz jazdy rowerem, to okolice Babiej Góry opisane wyżej, Magurski Park Narodowy, gdzie pomiędzy Bartnem a Jaworzem i Kątami trzeba się poruszać łatwymi szlakami rowerowymi prowadzącymi leśnymi i szutrowymi drogami, oraz Bieszczadzki Park Narodowy. Ten ostatni jest przeszkodą trudną do pokonania i uważam, że przygodę z Bieszczadami najlepiej skończyć odcinkiem z Cisnej przez Małe i Duże Jasło, Okraglik i Fereczatą do Smereka. Jeśli ktoś chce dostać się do końcowej kropki w Wołosatem, to ma do wyboru: albo asfalty przez Wetlinę i Ustrzyki Górne, albo szlak rowerowy przez Kalnicę, Ług i dalej doliną Sanu do Stuposian, Ustrzyk i Wołosatego. Obie wersje legalne, obie urokliwe, choć niepasujące do ogólnego charakteru trasy. Wybór należy jednak do Ciebie, a możliwość zrobienia zdjęcia także przy drugiej czerwonej kropce jest bardzo kusząca.
Kiedy jechać?
Pora roku determinuje typowe warunki na trasie. Czas od końca listopada do połowy kwietnia odpada ze względu na duże prawdopodobieństwo występowania śniegu na dłuższych odcinkach. Jesienne i wiosenne błoto może skutecznie obrzydzić GSB, zwłaszcza w Beskidzie Niskim i Bieszczadach, i radykalnie wydłużyć czas pokonywania odcinków, które w suchych warunkach wcale nie są uciążliwe. Z tego samego powodu odradzamy mierzenie się ze wschodnią częścią GSB po długotrwałych opadach. Moim zdaniem najlepszy jest okres od połowy maja do początku lipca. Dzień wówczas jest już długi, co ułatwia dłuższe przeloty, patrząc na ostatnie lata, opadów nie ma wiele, zazwyczaj też nie ma jeszcze burz i charakterystycznych dla lipca upałów. Druga ciekawa pora to czas od połowy sierpnia do połowy października. Pogoda jest wtedy zazwyczaj stabilniejsza niż w środku lata, a opadów mniej. Dzień jest jednak krótszy, mogą zdarzyć się poranne przymrozki i trzeba to uwzględnić zarówno przy pakowaniu, jak i przy planowaniu etapów.
Retorty do wypalania węgla drzewnego to kiedyś normalny widok w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. Teraz jest ich już o wiele mniej, coraz trudniej też spotkać ich umorusaną obsługę. Do tych położonych w dolinie Osławy, trzeba trochę zboczyć z GSB.
Schludne układanie rzeczy nie jest niezbędne, a marnuje energię, której pod koniec wyprawy może brakować. W Bacówce pod Honem w Bieszczadach rozumieją strudzonych - to jedno z tych schronisk, gdzie do późna poczekają na ciebie z kolacją i zrobią wczesne śniadanie.
W bazie namiotowej w Regietowie w Beskidzie Niskim zasady korzystania ze źródła są jasne i precyzyjne.
Jak zaplanować dzienne odcinki?
Na GSB nie ma co się pchać bez wcześniejszego doświadczenia w jeździe w górach. Najlepiej mieć za sobą przynajmniej kilka weekendowych wyjazdów, podczas których przez 2–3 dni jazdy określisz mniej więcej, jakie mogą być Twoje dzienne przebiegi, jak reagujesz na kilkudniowy wysiłek i nabierzesz doświadczenia w doborze, pakowaniu i przewożeniu sprzętu.
Dla dobrze jeżdżącej technicznie osoby z bardzo dobrą wytrzymałością pokonanie całości trasy powinno zająć 7–8 dni. Czasy od sześciu dni w dół to już raczej osiągnięcia sportowe. Słabsze i mniej doświadczone osoby powinny zarezerwować odpowiednio więcej czasu, nawet do 10 dni. Przy tygodniowym przejeździe trzeba liczyć się z pokonywaniem każdego dnia dystansu około 75 km i przewyższeń 2500–3800 metrów. Jednodniowa wycieczka o takich parametrach to już niemała rzecz, a tutaj mamy ich siedem dzień po dniu, z bardzo ograniczonym czasem na regenerację. Trzeba pamiętać, że zdecydowana większość szlaku to leśne ścieżki i drogi, asfaltu i szutrów jest niewiele. Każdego dnia będą też spore odcinki pchania lub nawet niesienia roweru, a to znacząco obniża średnią prędkość.
Planując dzienne dystanse, należy uwzględniać pogodę w trakcie jazdy i kilka dni przed nią. Mam tu na myśli przede wszystkim błoto, które skutecznie spowalnia na wielu, wydawałoby się, łatwych odcinkach, zwłaszcza w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. O ile nie jesteś samowystarczalny w zakresie noclegów (śpiwór, tarp lub namiot), planuj dzienne odcinki między schroniskami lub innymi miejscami noclegowymi, uwzględniając możliwość nieoczekiwanych przerw, np. na naprawę roweru. Warto też mieć plan B, a nawet C i wiedzieć, gdzie szukać noclegu, gdyby się okazało, że do zaplanowanego miejsca z jakiejś przyczyny nie zdążysz dotrzeć.
Bieszczady nie takie dzikie. Zdarza się asfalt niczym marzenie szoszona i ciekawska łania (czyli pani jeleń).
Pasmo Wołosania w Bieszczadach Zachodnich w latach 1915-1916 było obszarem krwawych walk, zginęło tam około 50 tys. żołnierzy. Do dziś, oprócz niewielkich cmentarzy, w lesie można z łatwością odszukać pozostałości dawnych okopów, transzei i ziemianek, a przy odrobinie szczęścia natknąć się na wojenne artefakty: fragmenty wyposażenia, łuski itp. Bukowe lasy, doprawione ponurym wspomnieniem wojny, podczas mgieł tworzą klimat, który jednych fascynuje, innych przeraża. W okresach pokoju trzeba cieszyć się jazdą po ciekawym, choć wymagającym szlaku.
W tym miejscu obowiązkową fotkę robią wszyscy GSBowicze. Za tablicą otwierają się Karpaty Wschodnie. Tam dopiero jest przygoda!
Zjazdy z masywu Pilska w stronę przełęczy Glinne to chwilami super techniczna zabawa po kamieniach i korzeniach.
Czerwone kropki połączone!
Noclegi i jedzenie
Na trasie GSB jest sporo schronisk turystycznych, zwłaszcza w części zachodniej. W Beskidzie Niskim i Bieszczadach jest ich już mniej i być może konieczne będzie szukanie noclegu w agroturystykach i pensjonatach położonych nieopodal. Moje ulubione schroniska na trasie GSB, biorąc pod uwagę klimat, kuchnię, przyjazne podejście do styranych rowerzystów to Rysianka w Beskidzie Żywieckim, bacówka na Maciejowej w Gorcach, Cyrla w Beskidzie Sądeckim i bacówka pod Honem w Bieszczadach. Schroniska są wygodną bazą, głównie ze względu na swoje położenie – na szlaku i zazwyczaj dość wysoko nad dolinami, mają jednak pewne minusy. Za największy uważam zamykanie kuchni około 18.00–19.00 i otwieranie jej dopiero około 8.00–8.30 rano. Przy długich dziennych dystansach może być to uciążliwe, bo do schroniska możesz dotrzeć późno (po zamknięciu kuchni) i być zmuszony wyjeżdżać wcześnie (przed jej otwarciem). Mój patent na późną kolację to wcześniejszy kontakt telefoniczny ze schroniskiem i wynegocjowanie jakiegoś posiłku o późniejszej porze (zazwyczaj są to pierogi – najłatwiej je przyrządzić) oraz kupno dużej szarlotki, którą jem rano na śniadanie. Kolejny konkretny posiłek jem w następnym schronisku, korzystając już z w pełni działającej kuchni. Wadą tego rozwiązania jest konieczność jedzenia pierogów przez kilka dni z rzędu… Zazwyczaj wytrzymuję trzy takie kolacje, potem szukam innych rozwiązań. Agroturystyki i pensjonaty to zazwyczaj inny świat. Nie mają wprawdzie takiego klimatu jak schroniska, ale zazwyczaj można dojść do porozumienia co do pory i zawartości kolacji i śniadania, a nawet skorzystać z pralki i wyprać śmierdzące i zabłocone ciuchy (ręczne pranie w schronisku to zaledwie namiastka prania). Przy trasie zaplanowanej na tydzień i dłużej warto sobie zrobić taki prezent jeden czy dwa razy. Może się okazać, że cena będzie niższa, a warunki o wiele lepsze niż w schronisku, choć zazwyczaj trzeba zjechać ze szlaku i potem na niego wracać.
W dolinach stosunkowo łatwo o zaopatrzenie w sklepach (nie dotyczy to wschodniej części Beskidu Niskiego), ale mimo wszystko warto mieć w pamięci (lub telefonie) listę miejsc, gdzie da się uzupełnić zapasy. Na FB łatwo znaleźć grupy pieszych miłośników GSB i listy miejscowości, gdzie można coś kupić w sklepie lub jakimś barze.
Jeśli chodzi o sklepy rowerowe, to możesz liczyć na nie w Ustroniu, Węgierskiej Górce, Jordanowie, Rabce i Krynicy. Jak łatwo zauważyć, znajdują się one wszystkie w zachodniej części szlaku.
Jaki rower?
GSB to w większości trudny teren i sprzęt dostaje konkretny wycisk. Szlak jest kamienisty, często pokryty korzeniami, nieraz błotnisty. Najlepiej i najprzyjemniej będzie na fullu, ale hardtail też da radę. Wartość skoku to drugorzędna sprawa, kluczowa będzie ogólna sprawność roweru w trudnym terenie. Posługując się aktualną kategoryzacją rowerów, optymalne wydają się kategorie od downcountry po all mountain lub nawet lżejsze enduro.
Koła i opony
Podstawa to mocne koła i solidne opony, które zapewnią dobrą trakcję i wytrzymają kilkaset kilometrów konkretnego łomotu. Odradzamy mierzenie się z tym szlakiem na zużytych gumach lub wyścigowych, ultralekkich oponach. Nawet jeśli założycie nowe opony, to po ukończeniu trasy ich zużycie będzie z łatwością zauważalne. Gumy o szerokości 2,4–2,5 cala wcale nie będą przesadą. W moich ostatnich przygodach na GSB zarówno ja, jak i mój towarzysz mieliśmy na obręczach Miniony DHF i DHR i zapewniam, nie chcielibyśmy niczego delikatniejszego.
Hamulce
Sprawne i odporne na przegrzanie hamulce to kolejny ważny element wyposażenia roweru. Pokonanie „od strzału” kilkuset metrów w pionie, często z bardzo długimi odcinkami ciągłego hamowania (np. zjazd z Koziego Żebra na wschód), pozwoli Ci dobrze ocenić, czy Twoje hamulce są odporne na przegrzanie.
Przełożenia
Koniecznie miękkie! Wiele podjazdów na GSB jest niemożliwych do pokonania na rowerze, ale jest też wiele takich, które pokonasz, używając przełożeń 30:50 lub 30:52. Miękkie przełożenia pozwolą oszczędzać energię i jechać w bardziej ekonomicznych zakresach mocy i tętna, dzięki czemu unikniesz wyczerpania zasobów energetycznych, czyli po kolarsku mówiąc, bomby lub wjechania w ścianę. Trzeba pamiętać, że wyczerpanie jednego dnia poskutkuje gorszą regeneracją i gorszą dyspozycją w kolejnym i następnych dniach, zatem warto czasem wrzucić mocniejszy bieg i spokojnie pedałować, zamiast szarpać się w strefie wysiłku beztlenowego na co drugim podjeździe.
Przewóz bagażu
Ambitne, szybkie przeloty będą wymagały ograniczenia bagażu do minimum. Na mój ostatni przejazd, który trwał sześć i pół dnia, zabrałem plecak o pojemności 12 litrów i dwie małe torebki na ramę, które łącznie miały niecałe dwa litry pojemności. Zrezygnowałem z torby podsiodłowej ze względu na droppera, a do niewielkiej torby na kierownicę nie miałem już czego spakować, więc została w domu. Plecak bez wody i jedzenia ważył niecałe 3 kilogramy. Oczywiście można brać więcej bagażu, szczególnie jeśli ktoś nastawia się na noclegi na łonie natury i samodzielne przyrządzanie posiłków. Osobiście na tego typu szlakach bardziej cenię sobie efektywność na podjazdach i ogień na zjazdach, noclegi i większe posiłki planując w schroniskach, ale jeśli ktoś woli bikepacking w wersji enduro, czemu nie?
Co zabrać i jak to spakować?
O tym napiszemy w jednym z następnych numerów, w ramach kontynuacji naszych nostalgicznych wpisów o oldschoolowym MTB z dala od centrów ścieżkowych i bikeparków.
Perełki GSB
Najbardziej soczyste kawałki GSB pokonywanego z zachodu na wschód:
- Od Baraniej Góry do Węgierskiej Górki – piękna jazda grzbietem, trudne skalne odcinki, szybkie zjazdy;
- Turbacz – przełęcz Knurowska – enduro przez środek Gorców.
- Szybka jazda singlami i ciekawymi drogami w lesie;
- Lubań – Krościenko – 10 km zjazdu, chwilami pełnym piecem, z obłędnymi widokami na Tatry;
- Przehyba – Wielki Rogacz – Niemcowa – Rytro – najpierw jazda grzbietem z fantastycznymi widokami na Beskid Wyspowy,
- Niski, Pieniny, Tatry, Małą Fatrę, potem wariackie zjazdy do Rytra,
- na których będzie wszystko, co kochacie w MTB;
- zjazdy z Koziego Żebra i Rotundy – niezapomniane, choć o zupełnie odmiennym charakterze;
- Puławy – Przybyszów – bardzo ciekawe, niezbyt trudne podjazdy i zjazdy w tajemniczej scenerii Beskidu Niskiego;
- Przełęcz Żebrak – Cisna – tajemniczy, pokryty bukowym lasem grzbiet z kawałem historii w tle;
- Małe Jasło – Okrąglik – Fereczata – Smerek – Bieszczady w wersji enduro na legalu!
Zdjęcia: Piotr Oleksy i Krzysztof Postrożny