Esencją kolarstwa szosowego jest walka. Rzesze kolarzy wsiadają na rowery, by się ścigać lub trenować, przygotowując się do rywalizacji. Dla nich liczą się tylko koło rywala lub dane na liczniku. W każdym większym mieście są znane od lat miejsca, takie jak rondo Babka w Warszawie czy krakowski Cichy Kącik, na których spotyka się lokalna kolarska elita na wspólne treningi i ustawki. Od lat mają swoje stałe trasy i w zasadzie ten tekst nie jest dla nich.
Autor: Paweł Kisielewski
W „bikeBoard” od ponad 20 lat, większość tego czasu spędziłem na rowerach MTB, jednak od kilku lat jazda w terenie stanowi już tylko chwilową odskocznię od roweru szosowego. Chociaż wśród moich doświadczeń nie brakuje jazdy na czas w pozycji aerodynamicznej, to tak naprawdę preferuję jazdę endurance krętymi drogami o zróżnicowanym profilu. Moja recepta na trasę idealną to 100 m pokonanych podjazdów na każde 10 km trasy.
Znana sentencja wypowiadana przez animowanego osła weszła już na stałe do współczesnej popkultury. Krótka, nośna i tak ogólna, że pasuje do najróżniejszych, mniej lub bardziej poważnych, kontekstów. I nie byłoby żadnego powodu, aby ją tutaj przywoływać, gdyby nie to, że w zasadzie zawiera w sobie całą esencję tego, co należałoby zawrzeć we wstępie testu rowerów gravelowych.
Z moich obserwacji to przychodzi w drugiej klasie podstawówki. Nagle dziecko przekonuje się niezbicie, że są dzieci i poważni drugoklasiści. Że są przedszkolaki, a w szkole to już nawet dwa roczniki „dzieci”.
Na początku mało kto zwraca na nie uwagę. Wybierając rower, koncentrujemy się na ważniejszych aspektach – i słusznie, nierozsądnie jest bowiem uzależniać decyzję zakupu wartego kilka czy kilkanaście tysięcy złotych roweru od tego, czy pasuje nam komponent za kilkadziesiąt złotych.
Rowery z tego segmentu cenowego nie są jeszcze absurdalnie drogie, jednocześnie ich cena daje wystarczająco dużo swobody menedżerom produktu, żeby wyposażyć je we wszystko, co jest niezbędne nawet dla zaawansowanego amatora MTB.
Założeniem naszego testu było porównanie lamp pozwalających na jazdę po zmroku w tempie co najmniej treningowym.
Myli się ten, kto uważa, że sezon na buty zimowe zaczyna się dopiero wtedy, kiedy temperatura spada poniżej zera a wszędzie dookoła zalega śnieg.
Każdy z nas ma swoje wizje produktu idealnego. I często na tym tle wśród redaktorów dochodzi do tarć, scysji, kłótni i ostracyzmu przy ekspresie do kawy. A ponieważ i Wy często jesteście ciekawi osobistych opinii naszych redaktorów, postanowiliśmy przedstawić wybór najlepszych produktów rowerowych sezonu 2019, ale nie w formie przedyskutowanego i wypracowanego w gronie redakcji kompromisu, lecz indywidualnych wyborów. Każdy z nas mógł wybrać maksimum trzy produkty i wcześniej ustaliliśmy, kto o czym pisze. Zdarzyło się bowiem, że jeden z rowerów chciało opisać dwóch z nas. Odpuściłem, ale być może formułę „ślepego głosowania” rozwiniemy w przyszłym roku. Obecnie zostawiamy Waszemu osądowi propozycje pięciu redaktorów i trzy najlepsze – w ich opinii – produkty rowerowe minionego roku.
Cena: 89 zł (zestaw)
Masa: przednia – 96 g (z uchwytem),
pilot – 9 g, tylna – 30 g (z uchwytem)
Aljot, www.aljot.pl