Niedziela, godzina 10:00, a ja przewracam się na drugi bok zawinięta w kołdrę i koc jak poczwarka motyla w swoim kokonie. Kątem oka spoglądam na szybę pokrytą parą i wyraźnymi kroplami deszczu, których z minuty na minutę przybywa. Na termometrze ledwo 10°C. To nie może być prawda. Jeszcze całkiem niedawno o tej porze dnia miałam zrobionych już sporo kilometrów, ale nie dziś. Jest zimno, pochmurno i deszczowo.
Dział: Przygoda
Patrzy na nas z odrobiną pobłażliwości, mówi ze spokojem, a ja mimo to cały się trzęsę: Żeby przetrwać w buszu, musicie znać kilka zasad. W przypadku ataku słonia łapiecie rowery za górną rurę, robicie w tył zwrot i spieprzacie z całej pety w przeciwnym kierunku. Ja w tym czasie robię na ziemi kreskę gazem pieprzowym. Jeśli spotkamy nerwowego bawoła, czegokolwiek byście w tym czasie nie robili, zatrzymujecie się w miejscu i nie ruszacie się. Jak macie w pobliżu jakieś drzewo, to wiecie, co robić.
Zdarzyło się to niedawno, a więc miałem za sobą grubo ponad czterdzieści tysięcy kilometrów i ładnych kilka lat podróży. Był późny wieczór. Siedziałem na murku przy głównej alei jednego z tych niewielkich, przez nikogo nieodwiedzanych miasteczek pośrodku argentyńskiego stepu. Jadłem słodkie bułki, kiedy podeszło do mnie dwóch dziesięciolatków. Jeden z nich zapytał, dokąd chcę dotrzeć. Zaniemówiłem.
Od pięciu godzin walczę w ciemnościach, usiłując przedrzeć się przez ostatni trudny odcinek. Ścieżka wiodąca wzdłuż potoku jest absurdalnie stroma jak na końcówkę wyścigu, a jednocześnie naszpikowana kamieniami i zdecydowanie nie nadaje się do jazdy. Mijając dwa namioty rozstawione nad jeziorem, z trudem opieram się pokusie, by się zatrzymać i odpocząć, ciągle wierząc, że się uda – że jestem w stanie dojechać tej nocy do mety.
Rychlebskie Ścieżki są miejscem szczególnym. I wcale nie chodzi mi o to, że kiedyś na naszym radarze pojawiły się najwcześniej, albo że dziś uważam je za najlepsze. Ich specyfika wynika z unikalności i to w kontekście globalnym. W ostatnim roku ośrodek bardzo się zmienił, bo przybyło nowych tras, a inne poprawiono. Ze względu na intensywne prace leśne zmienił się także wygląd poszczególnych ścieżek. Dlatego zdecydowaliśmy się przybliżyć ich aktualny stan i przypomnieć, skąd się wzięły i jak zmieniały się w ciągu lat.
Podróżowałem do wielu odległych miejsc i wiele z tych podróży zaplanowałem bez użycia komfortowych zasobów internetu, kiedy to wszystkie informacje trzeba było wydzierać książkom i przewodnikom turystycznym. Często bywałem w miejscach, gdzie nikt nigdy wcześniej nie jeździł na rowerze, a jednak porwałem się na takie ekspedycje, gdyż wiódł mnie zew przygody i jeszcze bardziej uporczywa potrzeba zrobienia czegoś przed innymi.
Od zawsze to wiem: mój brat jest po prostu lepszy. Nie chodzi tu o żadną skromność czy nieśmiałość, bo dzieci nie mają powodu, by być skromne i wierzą w siebie, póki jakiś dorosły nie utwierdzi ich w przekonaniu, że powinny w siebie wątpić. Mojemu bratu po prostu idzie to zgrabniej: lepiej skręca, jest szybszy, dynamiczniej hamuje, wygląda przy tym, jakby robił to od zawsze. A ja? No cóż, mimo że nie jest wcale źle, wyglądam po prostu jak baba.
Korzenie MTB podlewane były dużą ilością piwa, nawożone marihuaną i poparte ideologicznym bezrobociem. Tak było. Nie walczmy z tym.
To nie jest tekst dotyczący filtrów ani tabletek uzdatniających. Woda bywa słodka lub słonawa, krystalicznie czysta lub lekko zabarwiona minerałami okolicznych gór. Nie ma jednak wątpliwości, że prawdziwe problemy zaczynają się, gdy jej nie ma… lub gdy nie potrafisz o nią zapytać.
Po prawie piętnastoletniej przerwie słaba wydolność i wysoka waga stały się świetnymi katalizatorami zmian w stylu życia. Podobno stara miłość nie rdzewieje i tak też było w moim przypadku – powrót na dwa kółka okazał się zbawienny. Po dwóch latach od ponownego wskoczenia na rower, lżejszy o 25 kg i w życiowej formie, jestem na bieżąco z wszystkimi jednodniowymi wyścigami, etapówkami World Tour czy mistrzostwami świata.
Początek zimy to taki czas, kiedy na rowerze jeździ się trochę mniej albo wcale. Dzień jakiś taki krótki, leniwe poranki, większe śniadania, na ulicach mokry piasek wymieszany z solą, a w powietrzu smog i nisko zawieszone chmury. Do tego temperatura spada poniżej zera, zimno doskwiera o wiele bardziej. Siłą rzeczy, w takich okolicznościach docenia się ciepło kominka, miękki koc retro ze wzorem lwa i aromatyczne czerwone wino z korzennymi przyprawami. Dla mnie początek zimy to czas rozpoczęcia sezonu polowań. Polowań na zachody słońca.
Złotymi przykładami aktywnego transportu od dawna są Amsterdam i Kopenhaga, w których jazda na rowerze jest taką oczywistością, jak u nas rosół w niedzielnym menu. I choć „kopenhagenizacja”, która rozpoczęła się w latach 70. XX wieku, jest obecnie powszechnym terminem wśród promotorów miejskiego kolarstwa, to również inne europejskie miasta zaczynają wpisywać się w modę na miejską komunikację rowerową i inspirować skutecznymi rozwiązaniami. Jednym z nich jest Paryż.