Sezon 2022 mnie wyczerpał. Kilka większych celów, głównie długodystansowych przelotów light and fast, wymagało już od zimy dużej dyscypliny w organizacji czasu na treningi, pracę i same wyjazdy. Pod koniec lata, po zrealizowaniu wszystkich planów, miałem dość. Dość treningów, rolowania bolących nóg, planowania, dość wstawania o świcie, jeżdżenia przed pracą i po pracy, jedzenia wyłącznie zdrowych rzeczy i chodzenia spać wcześnie, żeby się zregenerować. Szczerze mówiąc, miałem trochę dość roweru, co dotychczas zdarzyło mi się może kilka razy w życiu.
Dział: Przygoda
„Była godzina 10:00. Spoza chmur wyszło słońce i zapowiedziało ładny dzień. Rowery wyprowadziliśmy za zakręt, bo baliśmy się na nie wsiadać. Wreszcie ja odważyłem się pierwszy, Tadzio za mną. Okropne! Dopadł mnie strach”.
W Brnie na tramwaj mówi się šalina (szalina). Od Elektrische Linie… Nie sprawdza się tam rozkładu jazdy, po prostu staje się na przystanku i w ciągu paru minut wsiada do wagonu, który zabiera Cię tam, gdzie chcesz się dostać (oczywiście, jeśli ktoś Cię poinstruuje, gdzie wsiąść i gdzie dojechać). To nie jest jakaś nowość. W większości europejskich miast tak właśnie to działa. Jednak gdy się dowiadujesz, że po mieście jeździ Pivní šalina albo Šachová šalina (właśnie tak: tramwaj, w którym możesz zagrać w szachy albo pić browary), to już zaczynasz czuć się bohaterem jakiegoś czeskiego filmu i albo zasępiasz się zalany potopem nostalgicznych myśli, albo po prostu musisz się napić.
Niektóre pomysły potrzebują odpowiednich okoliczności, aby mogły zostać zrealizowane. Myśl przejechania Norwegii na rowerze rodzi się w momencie jednej z kilkudniowych wizyt. Dzięki uprzejmości ojca mojego kolegi – Kjetila, mam do dyspozycji kilkanaście rowerów z jego przygarażowego warsztatu, w którym trzyma je wszystkie. Szosa, hardtail, full. Wybieram, co chcę, i jadę, gdzie chcę. Żyć, nie umierać!
Każdy miłośnik dwóch kółek wie, co zima potrafi uczynić z rowerem. Nawet krótka przejażdżka po lokalnym spocie na ogół kończy się (a przynajmniej powinna) gruntownym czyszczeniem, a często serwisem większości podzespołów w rowerze. Nie ma znaczenia, czy jest to szosa, bmx czy rower górski.
Czerwiec 2019 roku. Sezon w pełni, między licznymi startami zaczynam myśleć o kolejnym. Najchętniej etapówka MTB już pod koniec zimy lub wczesną wiosną – czyli trzeba uderzyć na południe, tam, gdzie będzie ciepło. A może nawet gorąco? Czemu nie! Wybór padł na joberg2c – dziewięciodniówkę w Republice Południowej Afryki na przełomie kwietnia i maja. Trochę późno, ale co tam. Impreza polecana przez kilku znajomych bikerów, którzy jeżdżą etapówki po całym świecie. Zapisuję się!
Nad brzeg Río Senguer dojechałem wczesnym popołudniem. Sprowadziłem rower z asfaltu w dół, w zielone kotłowisko wierzbowych gałęzi. Zaledwie metr od krystalicznie czystych wód rzeki zobaczyłem samochód i niewielki niebieski namiot rozbity zaraz obok. Mężczyzna obrócony do mnie tyłem właśnie zmieniał spodnie. Zrobiłem krok w tył, by nie prowokować zakłopotania. Dopiero gdy skórzany pasek zacisnął się wokół szczupłej talii, zapytałem, czy znajdzie się miejsce i dla mojego namiotu. Ogromne było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że trafiłem na Tadeusza i Magdalenę, poznanych kilka tygodni wcześniej, kilkaset kilometrów na północ, jeszcze w prowincji Chubut. Wieczorem zapłonął ogień i wybrzmiały instrumenty: gitara Tadeusza, głos Magdaleny i moje cuatro llanero.
Historia Nawarry to kilkunastoodcinkowy serial na platformę strimingową. Królestwo Nawarry powstało w czasach odzyskiwania terenów zagarniętych przez Emira Umajidów z Kordoby po rozpadzie Rzymu. Rekonkwista Iberyjska trwała przez stulecia, ale powołana na ośrodek metropolitalny jeszcze za czasów Pompejusza Pampeluna (zbieżność imion nie jest przypadkowa) zaczęła się rozrastać i pysznić, bo północ półwyspu stała się rubieżą obu cywilizacji i korzystała z tego bez umiaru.
Jak znaleźć miejsca, w których bezpiecznie i z przyjemnością pojeździ osoba bez doświadczenia MTB, np. dziecko? Nie chodzi o wynalezienie leśnych dróg czy alejek parkowych, tylko takich miejsc, gdzie można wyrobić smak na jazdę w górach, zacząć zdobywać umiejętności przygotowujące do poważnych akcji rowerem MTB i przygotowywać do jazdy w bardziej ambitnych warunkach, np. centrach ścieżkowych.
Ola, a jakbyśmy wybrali się na wyprawę rowerową do kraju, który już nie istnieje? Do miejsca, w którym nie było zupełnie nikogo od prawie stu lat? Wybierzmy się do II Rzeczypospolitej!
Marzenia o kolekcjonowaniu wspaniałych rowerowych lapsów z kumplami w najpiękniejszych miejscach czy w wyhajpowanych bikeparkach dotyczą praktycznie każdego rowerzysty. Nieważne, jaką odmianę kolarstwa ktoś uprawia, bo każdy szosowiec dostaje gęsiej skórki na myśl o Pico de Veleta, a gorący dreszcz przechodzi każdego zjazdowca, gdy pada hasło Lenzerheide czy Schladming. Od kiedy zaczęliśmy traktować rowery poważniej niż tylko przelotną znajomość, towarzyszyła nam chęć odkrywania i odwiedzenia miejsc, w których poczujemy, że jesteśmy w rowerowym raju.
Na Szyndzielnię, zwaną przez riderów pieszczotliwie Szynką, jeździ kolejka gondolowa. Wystarczy podjechać autobusem z centrum Bielska-Białej, albo bujnąć się tam rowerem i już po chwili można być na górze. Także z rowerem.